Andrzej Dybczyński, były prezes Sieci Badawczej Łukasiewicz w wywiadzie dla portalu wyborcza.biz krytykuje obecną sytuację w instytucie. Ekspert zarzuca politykom, że uczynili z Łukasiewicza "łup polityczny w najgorszym wydaniu, kosztem nauki i naukowców".
Podział stołków
Dybczyński sugeruje, że podział stanowisk i wpływów ma miejsce już podczas rozmów nad umową koalicyjną. Następnie dochodzi do zmian personalnych w podległych odpowiedniemu ministerstwu podmiotach.
– Umiejętności i doświadczenie nie mają tutaj większego znaczenia, liczy się lojalność wobec partii. W przypadku Sieci Badawczej Łukasiewicz jest to pan Hubert Cichocki, który nie miał wcześniej żadnego doświadczenia w zarządzaniu jednostką badawczą lub naukową. Potem taki prezes w ten sam sposób odwołuje i powołuje: kierowników jednostek, dyrektorów i wicedyrektorów, oni swoich podwładnych i tak dalej to leci. Czasem aż do sprzątaczek – stwierdził ekspert.
Dybczyński wymienia szereg nazwisk osób, które jego zdaniem otrzymały posady według partyjnego klucza. To m.in. Adam Duszyk, dyrektor Instytutu Technologii Eksploatacji, szef PSL w Radomiu, historyk i nauczyciel. Jarosław Berger, wicedyrektor ds. komercjalizacji w Łódzkim Instytucie Technologicznym, były policjant, kandydat na radnego sejmiku z listy KO. Agnieszka Mikołajczyk w Łódzkim Instytucie Technologicznym, dyrektor biura poselskiego Jolanty Zięby-Gzik z KO.
– Ja panie redaktorze mogę tak długo. Pracownicy Łukasiewicza ciągle wysyłają do mnie nazwiska osób związanych z polityką, które są zatrudniane w Łukasiewiczu – wskazał.
Dybczński: Nie jestem z PiS-u
Były prezes Łukasiewicza odpierał zarzuty, że sam został zatrudniony z partyjnego klucza. Jak wskazał, nie miał żadnych powiązań z Prawem i Sprawiedliwością, a mimo to znalazł zatrudnienie w państwowym instytucie. Dodał, że w trakcie współpracy z trzema ministrami nauki ze Zjednoczonej Prawicy nigdy nie doświadczył z ich strony żadnych nacisków. Inaczej było po zmianie władzy.
– Po kilku spotkaniach z wiceminister Marią Mrówczyńską (PSL), która oceniła mnie wówczas pozytywnie, poprosiłem o spotkanie z ministrem Wieczorkiem (Lewica, były minister nauki i szkolnictwa wyższego), żeby mieć jasność czy będzie respektował ustawową, pięcioletnią kadencję na tym stanowisku (...) Na spotkaniu powiedział mi uczciwie, że wie, że ja nie jestem z PiS-u i że słyszał o mnie pozytywne rzeczy, ale taka jest polityka. Dalsza część tego spotkania była dla mnie nieakceptowalna. Pięcioletnia kadencja nie miała żadnego znaczenia. Ja mam swoje menedżerskie zasady – powiedział.
Czytaj też:
Żona Macieja Laska z dyrektorską posadą w państwowej spółce. Gliński: To nepotyzm!
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
