Od roku 1970 katolicka liturgia jest przedmiotem ostrej i bezkompromisowej walki między samymi katolikami. W tamtym roku papież Paweł VI opublikował nowy Mszał Rzymski, odstawiając na półkę jego poprzednią wersję, uświęconą wiekami tradycji. Reformy Pawła VI zostały zaakceptowane przez większość katolików w Kościele, ale część duchownych i świeckich powiedziała im kategoryczne „nie”. Uważali, że to żadna reforma, ale raczej brutalna rewolucja i zniszczenie świętości. Nie bez racji, co zresztą przyznawał jeden z następców Pawła VI – Benedykt XVI. Ratzinger pisał, że jeszcze nigdy nie było czegoś takiego w Kościele: gwałtownie zmieniać Mszę Świętą, zakazywać jej dotychczasowego kształtu!
Dlatego papież z Niemiec krótko po objęciu pontyfikatu wydał swoje słynne regulacje, starając się raz na zawsze zażegnać spory. Już w 2007 r. ogłosił list „Summorum Pontificum”, gdzie stwierdził, że w Kościele jest miejsce na dwie formy tego samego rytu rzymskiego: starą i nową, łacińską i zreformowaną. Wydawało się, że rozstrzygnięcie Benedykta rzeczywiście kładzie kres wewnętrznej wojnie Kościoła.
Nowe ciężkie działa
Papież Franciszek postanowił jednak zerwać liturgiczny pokój i wytoczył nowe, ciężkie działa przeciwko łacińskiej Mszy Świętej. Dzięki swobodzie przyznanej mu przez Benedykta obóz zwolenników tradycyjnej liturgii rósł w siłę. Dlatego w lipcu 2021 r. ogłosił własny list „Traditionis custodes”, którym odwołał decyzje swojego poprzednika i wprowadził surowe zakazy. Docelowo – wskazywał Franciszek – w Kościele ma być tylko jedna forma rytu rzymskiego, to znaczy nowa – starej można pozwolić jeszcze chwilę pożyć, ale już niedługo. Papież Bergoglio wprowadził tyle obostrzeń, że grupy tradycjonalistyczne zaczęły po prostu umierać – albo przenosić się pod skrzydła wspólnot, nad którymi Watykan nie ma bezpośredniej kontroli, jak Bractwo Kapłańskie św. Piusa X.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
