Afera z kanclerzem prywatnej uczelni, który oferował znanym sportowcom kupno dyplomów, pokazuje dwa problemy: sieć mizernej jakości szkolnictwa i celebrytów, którzy takim „wykształceniem” próbują leczyć swoje kompleksy.
Właściwie powinniśmy się z tego trochę cieszyć. Wciąż jeszcze bowiem wykształcenie jest czymś, co nobilituje. Przecież starają się o nie często już ci, którzy mogliby na własność kupować sobie całe uczelnie. A jednak chcą mieć „dyplom”. Chcą dołączyć do tego grona osób, które może o sobie powiedzieć, że ukończyło wyższą uczelnię. To jednak koniec zalet tego stanu rzeczy. Biorąc pod uwagę, że sportowcy, celebryci czy politycy często legitymują się wykształceniem, które właściwie niczego nie oznacza, dotykamy w zasadzie systemu psucia poziomu wykształcenia, deprecjacji dokumentów, które mają poświadczać wiedzę.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.