Niezły kabaret. Andrzej Rzepliński opowiada niemieckiemu radiu, i w ogóle każdemu, kto tylko chce go słuchać, że jest prześladowany, nękany, spodziewa się zamachu na swoje życie. Mateusz Kijowski – że za nim chodzą, podsłuchują i inwigilują. Pytany (jak ktoś śmiał?!) czy ma na to dowody, Kijowski odpowiedział, że dowodów nie ma, ale ma pewność. Fantastyczna formuła, pozwalająca udowodnić wszystko. Zdumiewające, że nie wpadł na nią prezes Rzepliński. Panie prezesie, czy ma pan podstawę prawną do dzielenia sędziów na „naszą dziewiątkę” i nieorzekających? Podstawy prawnej nie mam, ale mam pewność!
Krystyna Janda zwierzyła się – oczywiście także gazecie zagranicznej – że choć pół życia spędziła w socjalizmie, nigdy nie bała się tak jak teraz. Właściwie, można to rozumieć na wiele sposobów. Może chodziło aktorce o to, że w socjalizmie była gwiazdą, a teraz nikt jej nie chce zatrudniać? Że wtedy miała wszystkie układy przechodzone i pootwierane jak nie osobiście, to przez wpływowych znajomych, a teraz jakiś urzędnik z ministerstwa ośmielił się odmówić jej – Jej! – odmówić dotacji? A może powinno się to traktować jako wyznanie dotyczące stanu zdrowia, w ogóle nie związane z sytuacją polityczną?
Nie wiem, ale niemieccy czytelnicy na pewno będą wiedzieć: w Polsce panuje faszyzm, przemoc, liberalna opozycja jest prześladowana, boi się o swoje życie. Nie żeby z budowania takiego przekonania mogło coś wynikać konkretnego – za dużo mają Niemcy i cała reszta Zachodu na głowie, żeby szczerze się przejmować męczeństwem Jandy, Kijowskiego czy Rzeplińskiego – ale zawsze miło naszym zachodnim sąsiadom podbudować swoje poczucie wyższości nad polskimi dzikusami i w dodatku faszystami. Zwłaszcza, jeśli to sami Polacy z tym do nich przyjeżdżają.
Mówiąc nawiasem, warto zauważyć, że „argument z emocji” stał się ostatnio omalże podstawą dyskursu lewicowo-liberalnego dyskursu. Trudno o lepszy dowód nie tylko intelektualnej nicości i barku rzeczowych racji, ale też, że mentalność tych środowisk kształtowana jest przez megalomanię i opiera na tym, co psychiatria nazywa „urojeniem wyższościowym”. W przekonaniu nie tylko „autorytetów”, ale nawet prostych, z przeproszeniem, „dziewuch” informowanie świata o swoim stanie psychicznym jest ipso facto informacją o obiektywnej rzeczywistości, którą subiektywne odczucia autoryteta czy dziewuchy obiektywnie odzwierciedlają (dobre zdanie, co? Bhawo ja!). Kobietony z czarnymi parasolkami wiele energii poświęcają na przykład wykrzyczeniu, że są… no, powiedzmy, że są wściekłe. W istocie, formułują to, zgodnie ze swym chamsko-agresywnym behawiorem nieco inaczej, ale nie chce mi się byle kogo cytować. Jesteśmy wściekłe, kobiety są wściekłe, dziewuchy „mają wściecz”! – wrzeszczą, najwyraźniej przekonane, że świat cały widząc ich wściekliznę powinien się zacukać i ustąpić z szacunkiem.
A może świat powinien im raczej poradzić kropelki walerianowe? Nerwosol, zimną kąpiel, co najmniej długi spacer i głębokie oddychanie? A co normalnego człowieka, u ciężkiej cholery, obchodzi, że jakieś tam panie miotają się z wściekłości, której żadnych konkretnych przyczyn nie potrafią wskazać, niczym przysłowiowa wesz na grzebieniu, utwierdzając szowinistyczne stereotypy o strasznym wpływie na kobiety napięcia przedmiesiączkowego? A co go obchodzi, że starsza pani cierpi na jakieś stany lękowe, z niejasnych przyczyn łącząc je z Jarosławem Kaczyńskim? Albo że ten czy ów świr żyje w urojeniach, że go Kaczyński go podsłuchuje, względnie nasyła na niego zamachowców i promienie kosmiczne, wskutek których ulegają anihilacji kolejne podstawy prawne? Oczywiście, oni się najwyraźniej uważają za tak wielkich i ważnych, że po takich wyznaniach świat cały, a już Polska na bank, powinna się chwycić z przerażeniem za głowy i zawyć – Boże, do czego my dopuściliśmy, do tego, że Janda boi się bardziej, niż za czasów socjalizmu, a feministki, wszystkie pięć, są wkurzone! Ach!!
Niestety, jakoś wydaje mi się, że naturalną reakcja jest raczej wzruszenie ramion i stwierdzenie – a idźcie się wszyscy leczyć, zamiast zawracać swoim „wkurzeniami” czy lękami głowy normalnym ludziom.
Nietrudno się oczywiście domyślić, jaka będzie reakcja osób przekonanych, że wyznania o ich trudnych stanach psychicznych powinny wszystkimi wstrząsnąć, skoro widzieć będą, że wciąż jakoś nie wstrząsają. Będzie nią eskalowanie objawów i tym bardziej uporczywe epatowanie swoim emocjonalnym niezrównoważeniem. Tym bardziej, że zawsze znajdą się tuż za zachodnią granica media chętne pokazywać ześwirowanych Polaków, z tą samą radością, z jaką rzucało się niegdyś miedziaki wioskowemu głupkowi, żeby robił z siebie ku uciesze gawiedzi idiotę.
Nie wiem, jak długo zajmie antypisowskim świrom doprowadzenie się do stanu toczenia piany, walenia głową o ściany – ale zaczynam się obawiać, że jeśli w porę nie zajmą się nimi psychiatrzy wyposażeni w odpowiednie leki, ktoś w końcu gotowy zrobić sobie krzywdę, w najgłębszym przekonaniu, że w ten sposób wstrząśnie światem i poderwie go do walki ze złowrogim pisowskim Cthulu – Jarosławem.