Jak to na wojence nieładnie
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Jak to na wojence nieładnie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak to na wojence nieładnie
Jak to na wojence nieładnie Źródło: PAP / Marcin Kaliński
Na wojnie, jak to na wojnie, prawda się nie uchowa. Media zawsze trochę „polewały”, ale to, co wyrabia dzisiaj agit-prop obozu odwołanego w ubiegłorocznych wyborach, to już nowa jakość. Nie manipulacja, nie propaganda nawet, o które można oskarżać niektóre media sprzyjające władzy. Po stronie „wysadzonych z siodła” elit III RP mamy już coś więcej: to po prostu wojna informacyjna.

Regularna wojna propagandowa, w której „nius” jest bronią, pociskiem, mającym uderzyć, wywrzeć efekt, umocnić swoich, zachwiać bojowym duchem wroga. A najlepiej jeszcze dać podstawę do poruszenia sumień świata i przekonania go, że w Polsce zapanował straszliwy totalitarny reżim. 

A że jest to, by użyć fachowego terminu medioznawczego, „nius” z dupy wzięty – to co? Nieważne, skąd wzięty, ważne, żeby był skuteczny.

Natychmiast po zatrzymaniu Józefa Piniora media antypisu podały na przykład, że zatrzymanie filmowane było przez kamery TVP. Było to częścią histerii, jaką wokół tego zatrzymania urządzono. O szóstej rano, w towarzystwie kamer telewizyjnych. Oczywiście, sensacja o kamerach TVP natychmiast została przez samą TVP zdementowana, co nie przeszkadza „Wyborczej”, a za nią wielu innym mediom powtarzać ją nadal. Mimo, iż nikt nigdzie nie widział tego mitycznego filmu. W końcu po co miałaby „reżimowa” telewizja zostać uprzedzona o zatrzymaniu i uczestniczyć w nim? Tylko po to, by natychmiast, od samego rana zdjęcia wyprowadzanego w kajdankach byłego polityka pokazywać wszem i wobec w dziennikach. A tu niby kamery przysłała, ale efekt ich pracy gdzieś zniknął.

Czy powtarzający sensację o kamerach TVP nie wiedzą, że kłamią? Tacy głupi pewnie nie są. Ale wiedzą, że TVP może im skoczyć, to znaczy – wytoczyć proces. Jeśli nawet sąd zadziała ekspresowo, to „Wyborcza” swoim zwyczajem różnymi adwokackimi sztuczkami (pamiętam, jak swego czasu przez rok przeciągnęła sprawę podobnego kłamstwa, bo nie mogła ustalić miejsca pobytu Adama Michnika!) opóźni wyrok o kilka lat. Do tego czasu może jej już nie być, więc nie ma się co opierdzielać: „walić z grubej rury, propagandą wszelkiego rodzaju!”, że zacytuję głośny kiedyś reportaż.

A jeśli nawet przetrwa i zostanie jakimś tam wyrokiem zmuszona do zamieszczenia sprostowania i przeprosin – kogo to za parę lat obejdzie? Tyle, co dziś zamieszczane przeprosiny Julii Pitery za oszczerstwa rzucone na Mariusza Kamińskiego osiem lat temu.

Sprawa Józefa Piniora jest na swój sposób modelowa. Po pierwsze, modelowo zadziałało państwo prawa. CBA zebrało dowody i przekazało je do prokuratury, prokuratura je zanalizowała – w tzw. międzyczasie zmieniła się władza, co na śledztwo nie wpłynęło – wydała nakaz zatrzymania, sąd po zatrzymaniu ocenił zebrany materiał i uznał, że nie zachodzi obawa matactwa i oskarżony może odpowiadać z wolnej stopy.

Gdzie tu powód do robienia hałasu? Ano, powód jest jeden: oskarżyli „naszego”. Więc ze sprawy, która ma najwyżej posmak obyczajowego skandalu, bo dotyczy człowieka niegdyś bardzo zasłużonego, zrobiono modelowy cyrk. Zatrzymanie ogłoszono „początkiem fali terroru”, sam zatrzymany i uwolniony lata po antypisowskich mediach, krzycząc o toczącej się walce o „państwo prawa”, a dziesiątki podnieconych idiotów kreują go na więźnia politycznego, w czym fakt, że wcale nie jest uwięziony, bynajmniej nie przeszkadza.

Jasne, nie ma innych zatrzymanych niż niewinni. Każdy ma prawo do obrony, i szczerze mówiąc, prywatnie cieszyłbym się, gdy Pinior okazał się oskarżony bezpodstawnie. Ale trudno o tym wyrokować, nie znając materiału dowodowego zebranego przez – jeszcze – Pawła Wojtunika pod nadzorem Ewy Kopacz i Andrzeja Seremeta. Na miejscu histeryków, ogłaszających „początek fali terroru” (copyright Jacek Żakowski) poważnie bym się obawiał, że Zbigniew Ziobro spełni swą groźbę i ujawni materiały z podsłuchów, które mnogą fetowanego przez nich dziś bohatera postawić w oczach społeczeństwa w złym świetle nawet bardziej niż prawomocny wyrok.

Można by powiedzieć – ot, kolejny szitstorm, kolejne z tworzonych taśmowo kłamstewek, służących do podjudzania i wprawiania w histerię targetowych lemingów (takich jak na przykład „usunięcie Wałęsy z podstawy programowej”, w której nigdy nie był, bo nie od tego podstawa jest). Ale przekroczono kolejną granicę. W ramach walki z „państwem PiS” zakwestionowano już nie tylko państwo jako takie – to w zasadzie robi lewicowo-liberalna część opozycji od przegranych wyborów – ale nawet rzymskie, podstawowe zasady prawa. Zupełnie otwarcie głosi propaganda III RP, że są obywatele równi i równiejsi, że – znowu oszalały Żakowski – „wszyscy jesteśmy równi wobec prawa to populizm”. A rzecznik sądu wydaje wyrok z góry, uzasadniając go do kamery TVN tym, „jakie osoby są zaangażowane sprawę”.

Nie ma prawdy, bo liczy się tylko propagandowa skuteczność. Nie ma zasady równości wobec prawa, nie ma elementarnego szacunku dla prokuratur i sądów, bo wszystko zależy od tego, czy orzekają na rzecz „naszych”, czy przeciwko „naszym”. Co jest? Nazwałbym to „skaczącą histerią”. Uwaga ludu kodowskiego, podtrzymywanego w histerycznym paroksyzmie, skupiana jest punktowo tam, gdzie akurat można uzyskać pożądany efekt. W tej chwili to sprawa Piniora, ale jeśli okaże się, że jednak prokuratura miała powody domagać się jego aresztowania, to zobaczycie państwo, że Pinior zniknie jakby nikt o nim nigdy nie słyszał. Tak jak zniknęły z pola zainteresowania antypisowskiej orkiestry lichwiarskei ratingi. Ileż histerii budziły one, gdy S&P dał Polsce perspektywę negatywną. A gdy teraz zmienił ją na „stabilną” – cisza. Agit-prop przeskoczył już na inną wysepkę.

Powie ktoś, że te wysepki będą coraz mniejsze, aż byłe elity, ogłaszające co drugi dzień koniec demokracji, reżim i terror, całkiem pogrążą się w morzu śmieszności, jak cytowany Żakowski, Lis czy Hołdys wysyłający z luksusowego Gaca Spa twitterowe wezwania na barykady. Owszem, ale propagandowy czad, jaki wytwarzają, nie rozwieje się bez śladu. Daj Boże, że nie znajdzie się zbyt wielu nowych Cybów, oszalałych do tego stopnia, by kupili te apele Lisa i Hołdysa że „czas pokojowej walki się skończył”, że Kaczyński nie boi się działań „non-violence” więc trzeba odpowiedzieć terrorem na terror. Ale odrzucenie własnego państwa, kiedy nie jest ono w rękach „naszych” to niestety stara polska zmora, która zabiła Polskę międzywojenną, i kto wie, czy nie zabije nas jako państwa ponownie. Upadłe elity III RP albo mają to gdzieś, albo nie rozumieją, choć przez ćwierć wieku wylewały krokodyle łzy nad brakiem w Polsce „kapitału społecznego”.

Jutro delegacja polskiego parlamentu jedzie na Białoruś. Sprzedam Państwu „brejking niusa” – tajnym celem wizyty jest zlecona przez komendanta Kaczyńskiego misja odkupienia od Łukaszenki, względnie wieczystego wydzierżawienia Berezy Kartuskiej.

No co, nadaje się na jedynkę „gazeta.pl” równie dobrze, jak inne zamieszczane tam sensacje.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także