Nie wypada się przechwalać − ale jeżeli już, kiedyż to robić, jeśli nie z Nowym Rokiem − niemniej wśród licznych sukcesów, jakie udało mi się osiągnąć, jest i taki, że mój fejsbukowy fanpejdż znalazł się na siódmym miejscu pod względem częstotliwości zgłaszania do zablokowania przez rodzimych tropicieli faszyzmu. I to pomimo faktu, iż przez cały ubiegły rok był on praktycznie martwy. Oczywiście, w tej sytuacji solidnie obiecuję ten stan rzeczy zmienić i w jak najszybszym czasie zaktywizować mą stronę.
Dowiedziałem się też, że wiele z moich wystąpień, zawieszanych przez fanów na jutubie, zostało przez administrację tego popularnego portalu ocenzurowanych – to znaczy, nie usunięto ich ani nie okaleczono, ale nadano im status „niebezpiecznych”, przez co nie pojawiają się w jutubowej przeglądarce. Chyba, że ktoś pofatyguje się wyłączyć standardowy w niej „tryb bezpieczny”. Co charakterystyczne, za potencjalnie zagrażające demoralizacją młodzieży uznał youtube.pl zapisy nie tych spotkań, na których mówiłem o ruchu narodowym czy fałszywości tworzonej wokół niego „czarnej legendy”, ale te, na których mówiłem o Unii Europejskiej. „Niebezpieczne” okazują się stwierdzenia tego rodzaju, że UE jest jak kredyt w banku − rzecz sama w sobie bardzo korzystna, jeśli się go bierze na przemyślaną inwestycję, ale mogąca stać się przyczyną zguby, jeśli ktoś bezmyślnie uwierzył, że mu „dają” coś za nic, za pożyczone kwoty „zaszalał” nie myśląc, z czego odda, a jeszcze nie chciało mu się doczytać pisanej drobnymi literkami umowy. Albo że skoro władze obstawiają Polskę propagandowymi tablicami „to a to zbudowano dzięki współfinansowaniu ze środków unijnych”, to powinno się zacząć stawiać tablicę przypominające gdzie znajdowały się zakłady pracy czy gospodarstwa rolne, które dawały zatrudnienie i zysk tysiącom Polaków i upadły wskutek różnych kretyńskich unijnych norm i dyrektyw.
Nie bardzo wiem, jaki jest mechanizm podejmowania przez portal tych cenzorskich decyzji − podejrzewam, że robi to automatycznie po otrzymaniu iluś tam zgłoszeń, względnie, że nawiązał współpracę z jakimiś nawiedzonymi lewakami na podobnej zasadzie jak federacja piłkarska, która po uważaniu nakłada na kluby piłkarskie kary wskutek donosów maniaków i cwaniaków z rozmaitych „Nigdy Więcej” że tu i tam dostrzegli „rasistowski” transparent (o tym, że stało się to dla pewnej grupy ludzi fajnym sposobem wymuszania z klubów haraczy za święty spokój, pisano swego czasu i sam te publikację tu przywoływałem). Jak dotąd w każdym razie nikt się nie zgłosił z propozycją, że za jakąś konkretną sumę zaprzestanie zarzucania administratorów donosami o wykryciu „faszysty”, ale wszystko jest możliwe.
Fakt jednak, że jutuba blokuje nie te treści, które maniacy uznają za „antysemickie”, ale właśnie krytykę unijnej poprawności, każe mi podejrzewać, iż tym razem nie jest to robota mniej czy bardziej spontanicznego w swych działaniach lewactwa, które zadowala się raczej kręceniem licznikami popularności i produkowaniem plugawych wpisów pod moimi tekstami. Swego czasu dzieliliśmy się z czytelnikami informacją − niespecjalnie eksponowaną w innych mediach − o wyasygnowaniu przez Parlament Europejski grubych milionów na poprawianie przed eurowyborami wizerunku Unii Europejskiej w internecie metodami „marketingu sieciowego”; spora część tej kasy poszła także do Polski. Czy aby ukrycie przed wzrokiem przeciętnego, mniej gramotnego w wyszukiwaniu internanuty, krytycznych wobec UE komentarzy, nie tylko moich zresztą, ale i innych publicystów, nie jest właśnie owocem tego finansowego posiewu? Czy mógłby ktoś sprawdzić, kto w Polsce dostał te unijne srebrniki, jak są one rozliczane, jak wykazują zatrudnieni za nie swoją skuteczność?
Zostawiam ten wątek, bo nie mam czasu dochodzić jak się rzeczy mają (ale może ktoś ma i mu się chce?) W każdym razie doceniam fakt posiadania rosnącej liczby hejterów, którym wydaje się, że „walczą z brunatnym zagrożeniem” oblewając jakieś drzwi farbą, rzucając cegłówką czy wybijając szybę, no i wspomnianego już chuliganienia po sieci, bo taki mniej więcej poziom intelektualny reprezentuje rodzimy „antyfaszyzm”, mimo ogromnych pompowanych weń unijnych i krajowych dotacji oraz gorącego wsparcia wszystkich autorytetów. Współczuję ludziom, którzy karmieni bezustannie nienawiścią i histerią wariują od serwowanej im propagandy i rzucają się do takich „akcji bezpośrednich”, jak palenie kapliczek czy wylewanie bluzgów i furii na internetowych forach, ale widocznie nie może być inaczej.
Mam dla nich wszystkich dobra wiadomość: „brunatna fala” narasta, mimo waszej gorliwej służby, a nawet jakby dzięki niej. Popatrzcie, jak zdołali brunatni terroryści sterroryzować Kubę Wojewódzkiego! Biedak, niewątpliwie zastraszony, nie odważył się oddać polanej „żrącą brunatną cieczą” garderoby do ekspertyzy, wycofał zeznania i w ogóle przestał się stawiać na wezwania policji, aż ta umorzyła sprawę. To przecież oczywisty dowód zastraszenia − równie oczywisty, jak oczywiste jest, że przedstawione przez MSWiA w odpowiedzi na interpelację jednego z parmanetarzystów statystyki pedofilii, zgodnie z którą na ponad 1600 stwierdzonych w ostatnich latach czynów pedofilskich tylko kilka oskarżeń dotyczyło księży są oczywistym i dobitnym dowodem, że Kościół zapewnia księżom-pedofilom bezkarność!
Z zawodowego obowiązku czytam, co wypisują w swoich serwisach lewacy, czytam intelektualne wygibasy różnych „krytyk politycznych” i fora internetowe, adresowane targetowy do ofiar propagandy III RP, i niemal widzę, jak naładowani histerią, że „żyjemy w republice weimarskiej tuż przed Hitlerem” miotają się po łamach i po sieci w coraz głębszej paranoi. I pewnie świnia jestem, ale życzę im w nadchodzącym roku jeszcze mocniejszych doznań i jeszcze głębszych histerii.