Sądy muszą być niezależne i niezawisłe, sądy kierują się wyłącznie prawem, a nie ideologią czy polityką, wyroki sądów są absolutnie niepodważalne, powszechnie obowiązujące i tak dalej. Ale to wszystko oczywiście dotyczy tylko tych sądów, które są „nasze”. Kiedy są państwem w państwie pomagdalenkowego, prawniczego establishmentu od reprywatyzacji na stupięćdziesięciolatków tudzież ustawionych licytacji komorniczych – wtedy tak.
Nieomylny jest sąd, który umarza sprawę zaprzedanemu propagandyście swojego obozu nie mogąc ustalić, z jaką szybkością staruszka wbiegła mu przed maskę samochodu, i sąd, który orzeka, że prezydenta RP wolno publicznie nazywać „debilem”, ale publicysta „prawicowy” musi przepraszać polityka-bieguna który zmienił stronę politycznego sporu za stwierdzenie, że dał się przecwelić, i sąd, który ustalił, że około trzydziestu pań, które oddały się staremu oblechowi, uczynionemu kiedyś przez Tuska wicemarszałkiem Sejmu i szefem sejmowej komisji Obronności, uczyniło to nie w ramach umowy sponsorskiej i wymiany przysług, tylko z miłości.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.