Trochę to przypominało pakt Ribentropp-Mołotow, z Xi Jinpingiem w roli Stalina: Putin rzucił się z niewystarczającymi wojskami do walki z USA i NATO na Ukrainie, ugrzązł tam, ściągnął na siebie uwagę i gniew całego świata, a Chiny na nikogo się nie rzuciły, tylko czekały, co z tego wyniknie, powściągliwie deklarując, że są za, a nawet przeciw.
Z ostatniego tygodnia: Chiny jako jedyny uczestnik szczytu G-20, poza samą Rosją, odmówiły potępienia Rosji za napaść na Ukrainę. Jednocześnie Chiny stanowczo zdementowały "prowokacyjne kłamstwa Zachodu", jakoby zamierzały dostarczać Rosji nowoczesną broń, wspomagając w ten sposób jej wysiłek wojenny na Ukrainie – co w języku chińskiej dyplomacji znaczy "zamierzamy czy nie zamierzamy, wam nic do tego". Jednocześnie Chiny zaprosiły do Pekinu białoruskiego kacyka Łukaszenkę, dopieściły go i podpisały szesnastopunktowe przymierze, dotyczące różnych mniej i bardziej istotnych spraw, głównie gospodarczych, choć nie zabrakło i deklaracji o generalnie wspólnym poglądzie na sprawy świata.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.