Dzięki niej "Marsz dla Tuska" wypadł okazale i dał efekt, który zauważono nawet w do szczętu zaczadzonej redakcji "Gazety Wyborczej": Tusk wyrósł na jedynego wodza lewicowo-liberalnej opozycji, kosztem spadku jej notowań jako całości.
Z punktu widzenia PiS tylko jedno poszło źle: warszawski marsz 4 czerwca był zdecydowanie zbyt grzeczny. Trudno było wypatrzeć chamskie hasła, wyciąć agresywne frazy z przemówień i nagrać setki z wyrywnymi, wulgarnymi kodziarzami. Narracja o "marszu nienawiści" trochę zawisła w powietrzu. I to właśnie dał teraz Tusk PiS-owi jak na tacy podczas poznańskich "poprawin" swego triumfu nad Hołownią, Kosiniakiem-Kamyszem i Czarzastym. Teksty o "pełnych gaciach" Kaczyńskiego, o "seryjnych mordercach kobiet" i transparent, że "umarł nie ten Kaczyński co powinien" w tle – to jest właśnie to, co buksującej nieco w miejscu propagandzie PiS jest najbardziej potrzebne. Podrapałeś mnie w plecy, to i ja cię podrapałem, jak by to ujął jeden z bohaterów "Paragrafu 22".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.