Na protest pod Sądem Najwyższym stawiła się tylko „babcia Kasia”, Szczurek i paru najbardziej nieprzejednanych „aktywistów ulicznych” – w sumie raptem garstka. Daleko za mało, by choćby spróbować realizacji scenariusza kolejnego „ciamajdanu”, którym w ostatnich dniach podniecali się sfrustrowani peowcy w sieci: nieprzeliczony tłum, oburzonych sfałszowaniem wyborów, prowadzony przez przebranego za bizona, albo za konia, mecenasa, wtargnie do budynku Sądu Najwyższego, wpuszczony przez 28 sędziów „demokratycznych” i przez ławników z KOD-u, wciśniętych tam swego czasu przez Senat, zdefenestruje „uzurpatorów” z izby „nie będącej sądem w rozumieniu prawa europejskiego” i sam policzy głosy, a co najmniej uniemożliwi „pisowskim sędziom” ogłoszenie wyboru „alfonsa i przestępcy”. W istocie, „tłum” zmobilizowany kilkutygodniowym wrzaskiem Giertycha, Bodnara i „Silnych Razem” dałoby się nakryć markizą przeciętnego ogródka kawiarnianego. Znacznie więcej przyszło, by „ciamajdanowi drugiemu” zapobiec, zwolenników „Gazety Polskiej”, choć i tu mobilizacja nie porażała. Jak to mówią u giertychowego stryja w Watykanie: „habemus klapam”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.