Moją pierwszą reakcją na komunikat Komisji Weneckiej był tłit następującej treści: w sporze pomiędzy PO, Nowoczesną, KOD i Gazetą Wyborczą z jednej, a Prawem i Sprawiedliwością z drugiej strony, Komisja Wenecka poparła Kukiza.
Bo, pozwolę sobie przypomnieć, to właśnie klub Kukiz’15 od dłuższego już czasu próbuję przerwać tę chryję, namawiając obie strony do kompromisu, którego konkretny projekt już pewien czas temu złożyć, jak to się śmiesznie mówi, do marszałkowskiej laski.
Komisja rekomenduje dokładnie to samo. Sprawiając ogromny zawód „Gazecie Wyborczej”, która liczyła na jednoznaczne poparcie jej narracji i nieprzejednanych postulatów, nie stwierdza bynajmniej, że w Polsce doszło do próby sparaliżowania sądu konstytucyjnego przez żądnego władzy dyktatora – tylko obciąża winą za kryzys zarówno obecną, jak i poprzednią władzę. Nie rekomenduje „bezwarunkowego wykonania przez prezydenta i rząd” wyroku trybunału i przyjęcia ślubowania od trzech sędziów wybranych przez PO i PSL – ale wypracowanie kompromisu. Czyli de facto przyznaje TK rację tym, którzy, jak niżej podpisany, od początku twierdzą, że spór dawno już wykroczył poza obszary regulowane prawem i rozwiązanie go musi mieć charakter polityczny – należy po prostu uzgodnić taką zmianę Konstytucji, która nadąży za faktami stworzonymi przez obie skłócone strony.
Jest wprawdzie w orzeczeniu trudne dla PiS do przełknięcia żądanie opublikowania ostatniego wyroku TK, ale, generalnie, gotowe już wstępniaki „Komisja Wenecka miażdży PiS”, „Europa obnaża bezprawie Kaczyńskiego” etc. trzeba było wywalić do kosza, a w każdym razie poważnie przeredagować. A odbyta według zawczasu przygotowanych planów kolejna manifestacja KOD stała się, de facto, manifestacją przeciwko orzeczeniu Komisji, na którą tak bardzo opozycja oczekiwała i w której pokładała tak wielkie nadzieje. Opozycja przecież twardo domaga się, i nic mniej jej nie interesuje, żeby prezydent tych trzech nadmiarowych sędziów zaprzysiągł, choć to właśnie stworzyłoby sytuację w oczywisty sposób niekonstytucyjną. A raczej nie „choć”, tylko właśnie dlatego tego się opozycja domaga, że prezydent spełnić jej żądania zwyczajnie nie może.
Kompromisu domaga się Komisja Wenecka, kompromisu – badania opinii publicznej nie zostawiają co do tego żadnej wątpliwości – domaga się też większość Polaków, ale do kompromisu potrzeba dwóch stron, a nie ma ani jednej. Platformie, Nowoczesnej, KOD i antypisowskim mediom zależy na nim najmniej. Straciłyby paliwo, wymknęłaby się emocja, którą mobilizują swych stronników – to chyba dość oczywiste, nienawiść, każda nienawiść, i ta do „kurdupla” nie stanowi żadnego wyjątku, jest jak rower, nie można się zatrzymać ani nawet zwolnić, bo się, z przeproszeniem, wypierdzieli.
Nie widać też skłonności do kompromisu ze strony prawniczego establishmentu, który w sporze tym nie tylko broni swych kastowych interesów, ale i daje upust urażonej godności. Owszem, establishment można ograć, bo przecież środowisko prawnicze nie jest jednolite (Ministerstwu Sprawiedliwości udało się zebrać na swych stronach więcej korzystnych dla rządu opinii profesorów doktorów habilitowanych, niż jest profesorów występujących na okrągło w antyrządowych mediach), ale PiS nie ma za grosz tej zręczności, której wymaga wcielanie w życie zasady Mussoliniego „kiedy boli ząb, trzeba go albo wyrwać, albo wypełnić złotem”.
Poza tym PiS jakby instynktownie wchodzi w miłą jego sercu, acz fatalną w skutkach narrację „walki z nową Targowicą”. I nawet nie dlatego, że analogie historyczne akurat pasują – gdy Polacy próbują reformować państwo, odsuwani od koryta antyszambrują po obcych dworach o obronę „kardynalnych wolności” rzplitej – ale przede wszystkim dlatego, że z rządzeniem jak na razie radzi sobie PiS, mówiąc delikatnie, kiepsko, a konflikt w obronie Ojczyzny i imponderabiliów ma świetnie przećwiczony. Dlatego zamiast o tym, jak wygasić trybunalski rokosz i wybrnąć z tego, w co wdepnął – a przynajmniej jak rozegrać przed Polakami i światem komedię „owszem, zbłądziliśmy, ale teraz robimy wszystko by doprowadzić do kompromis, ale tamci zaparli się jak osioł” – kombinuje raczej, jak by tu wyprowadzić na ulicę milion zwolenników, żeby wizerunkowo nakrył marsze PO-Nowoczesnej, KOD i „Bolka” czapkami.
Więc projekt Kukiza poleży sobie jeszcze długo w „zamrażarce” u posła Kuchcińskiego, a chryja – obym był fałszywym prorokiem – będzie podsycana i podsycana, aż do niewiadomego, ale na pewno niefajnego finału.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.