Pogarszająca się sytuacja koronawirusowa w naszym kraju sprawiła, że Niemcy uznały Polskę za obszar wysokiego ryzyka i zaostrzyły zasady wjazdu na swoje terytorium.
Pracownicy stoją w ogromnych kolejkach
Teraz również pracownicy transgraniczni, osoby odwiedzające rodziny czy uczące się w Niemczech muszą przy wjeździe wykazać się negatywnym testem na SARS-CoV-2, nie starszym niż 48 godzin.
Na terenach przygranicznych brakuje ogólnie dostępnych centrów z szybkimi testami. W niedzielę do jedynego punktu wymazowego w Słubicach ustawiła się kilkusetmetrowa kolejka.
Pracownicy transgraniczni muszą robić testy w Brandenburgii i Saksonii dwa razy w tygodniu, a w Meklemburgii co 48 godzin. W Berlinie ułatwień dla pracowników transgranicznych nie ma i test (nie starszy niż 48 godzin) trzeba mieć w momencie (każdego) wjazdu.
800 zł miesięcznie na testy
– 800 złotych miesięcznie dodatkowo na testy i godziny stania w kolejce – powiedział w rozmowie z Deutsche Welle pan Tomasz. Jak dodał, na ominięcie testu nie ma szans, ponieważ kilkanaście metrów dalej, na moście, stoi niemiecka policja, która sprawdza podróżujących w każdym samochodzie. Kto nie okaże testu, musi zawracać.
Według relacji DW na granicy panuje chaos, bo osoby pracujące w Berlinie, mogą wjechać na teren Brandenburgii w celu bezpośredniego tranzytu do Berlina bez testu. Tyle, że Berlin wymaga testu w momencie wjazdu do miasta, a skoro tranzyt wyłącza możliwość postoju, pracujący w Berlinie mogą zrobić testy najpóźniej na granicy.
Do dziś nie ma też wykładni, jak traktować testy, robione przez pracodawcę – podaje DW.
Czytaj też:
Angela Merkel chce wydłużyć lockdown