Dr Wojciech Ejsmond: Polacy spodziewali się znaleźć tam świątynię faraońską z czasów Nowego Państwa, czyli sprzed ok. 3,5 tys. lat. Jednak w miarę postępu prac wykopaliskowych, zamiast oczekiwanych kamiennych bloków, oczom badaczy zaczęły się ukazywać ceglane mury i malowidła przedstawiające… Jezusa Chrystusa, Maryję i świętych. Zabytek ten był dużo młodszy od wyczekiwanej świątyni faraońskiej, ale odkrycie katedry z Faras było bardziej spektakularne i stało się sensacją na skalę światową. Ta chrześcijańska katedra powstała w VII w. n.e. Była rozbudowywana i upiększana przez kolejne stulecia, ale w końcu została porzucona i przykryły ją piaski pustyni.
Jak Polacy poradzili sobie z zabezpieczeniem bezcennych fresków?
Malowidła były bardzo delikatne i w każdej chwili mogły odpaść od ścian. Na szczęście nadzorujący te prace prof. Kazimierz Michałowski zawsze miał pod ręką specjalistów z różnych dziedzin i tym razem nie było inaczej. Towarzyszący mu konserwatorzy zaproponowali nowatorską metodę ratowania malowideł, które bez strat udało się zdjąć ze ścian. Przeniesiono je następnie do Muzeum Narodowego w Chartumie, gdzie kontynuowano prace konserwatorskie.
Duża część tych malowideł trafiła jednak do Muzeum Narodowego w Warszawie. Jak do tego doszło?
Podczas ratowania zabytków dolnej Nubii rządy Egiptu i Sudanu podjęły decyzję, że biorące udział w tych pracach misje zagraniczne będą mogły zabrać ze sobą część zabytków. Profesor Michałowski wysłał do Warszawy te malowidła, które uznał za najbardziej wartościowe dla dalszych badań. To była niepowtarzalna okazja, ponieważ bardzo rzadko się zdarza, by gospodarze byli aż tak hojni i przekazali aż połowę znalezisk. Nawiasem mówiąc, do dziś rząd sudański jest nam bardzo przychylny. Sudańczycy dobrze nas wspominają i pracujący tam polscy archeolodzy wciąż mogą wywozić ze sobą dużo zabytków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.