Stacja CBS podała, że rozlokowana w Europie 101. Dywizja Powietrznodesantowa USA jest gotowa do wkroczenia na terytorium Ukrainy w przypadku dalszej eskalacji między Moskwą a Kijowem lub ataku na państwo członkowskie NATO.
Waszyngton ogłosił tę relokację – pierwszą od prawie 80 lat – w ramach wzmacniania wschodniej flanki NATO latem ubiegłego roku. Według CBS chodzi o 4 700 żołnierzy.
Pułkownik Edwin Matteidess, dowódca 2. Brygadowej Grupy Bojowej, powiedział, że jego jednostka znajduje się obecnie bliżej terytorium Ukrainy niż jakiekolwiek inne siły amerykańskie i "uważnie obserwuje" poczynania sił rosyjskich, "wyznacza cele szkoleniowe" i prowadzi ćwiczenia, które "dokładnie naśladują to, co dzieje się na Ukrainie".
Pieskow: Niebezpieczeństwo dla nas jest większe
– Rozmieszczenie sił amerykańskich w Rumunii zwiększa zagrożenie dla Rosji i Moskwa weźmie to pod uwagę przy zapewnieniu własnego bezpieczeństwa – powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, komentując doniesienia CBS. – Im bliżej naszych granic znajdują się siły amerykańskie, tym większe jest dla nas niebezpieczeństwo – dodał.
Tłumaczył, że takie rozmieszczenie wojsk amerykańskich w pobliżu rosyjskich granic "nie prowadzi do zwiększenia przewidywalności i stabilności" w regionie.
Stosunki USA z Rosją są na dnie
Stosunki amerykańsko-rosyjskie są najgorsze od czasu zakończenia zimnej wojny z powodu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Atak trwa od 24 lutego i przekształcił się w największy konflikt zbrojny w Europie od momentu upadku hitlerowskich Niemiec w 1945 r.
Rosja nie nazywa swoich działań przeciwko Ukrainie wojną, lecz "specjalną operacją wojskową" i domaga się od Kijowa "demilitaryzacji i denazyfikacji" kraju, a także uznania zaanektowanego w 2014 r. Krymu za rosyjski.
Czytaj też:
"Ćwiczenia masowego ataku nuklearnego". Niepokojące doniesienia z Kremla