Według doniesień "The Washington Post" Niemcy, Polska i Stany Zjednoczone planują obecnie odrębne trasy logistyczne dla dostaw czołgów na Ukrainę. W szczególności Berlin i Warszawa mają za kilka dni rozpocząć reeksport, chcąc zapewnić dostawy na wiosnę.
Kwestia logistyki sprawia jednak partnerom Kijowa pewne trudności. Jak zauważa ekspert ds. czołgów z firmy wywiadowczej Janes, połączenie różnych systemów sprawia, że logistyka jest "dość trudna". Jako przykład podaje brytyjskie czołgi Challenger 2, które wykorzystują amunicję odbiegającą od standardów NATO.
Istnieją także różnice, jeśli chodzi o możliwości techniczne niemieckich czołgów Leopard 2, będących na wyposażeniu różnych krajów NATO i UE. Na przykład hiszpańskie Leopardy A4 mogą mieć inny system kierowania ogniem lub łączności radiowej niż modele fińskie, chociaż zasadniczo są one kompatybilne.
Czołgi dla Ukrainy. "Sam sprzęt nie zrobi różnicy"
Franz-Stefan Gadi, pracownik naukowy londyńskiego Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, uważa, że dostawy czołgów z Zachodu zasadniczo nie będą w stanie przeciwdziałać oczekiwanej wiosennej eskalacji konfliktu ze strony Rosji.
Ekspert podkreśla, że w tym kontekście konieczne jest uwzględnienie odpowiedniego wyszkolenia i wykorzystania sprzętu na linii frontu. – Żaden pojedynczy system uzbrojenia nie może zrobić różnicy – tłumaczy.
Według nieoficjalnych doniesień prawie rok po inwazji na Ukrainę rosyjski prezydent Władimir Putin przygotowuje nową ofensywę, która może nastąpić wiosną. Zachód chce do tego czasu zdążyć dozbroić armię ukraińską.
Koalicja czołgów ma obejmować co najmniej 10 krajów europejskich, w tym Polskę, a także USA i Kanadę. W sumie Kijów może otrzymać w najbliższych miesiącach ponad 100 maszyn.
Czytaj też:
Francja odkryła nieoczekiwany problem ws. dostaw czołgów na Ukrainę