Wcześniej kilka państw członkowskich Unii Europejskiej, w tym Polska, podjęło decyzję o wydaleniu rosyjskich dyplomatów w reakcji na otrucie Siergieja Skripala i jego córki w Salisbury w Wielkiej Brytanii.
Rząd w Londynie poinformował, że w zamachu na byłego rosyjskiego szpiega (Skripal był podwójnym agentem GRU i MI6) użyto broni chemicznej – Nowiczoka. Odpowiedzialność za atak Wielka Brytania przypisuje Rosji, ale Kreml od samego początku odrzuca te oskarżenia.
Cytowany przez agencję TASS Siergiej Ławrow ocenił, że "decyzja niektórych krajów zachodnich o wydaleniu rosyjskich dyplomatów jest wynikiem kolosalnego szantażu i presji ze strony Stanów Zjednoczonych". Szef MSZ Rosji zapowiedział, że "te nieprzyjazne działania nie pozostaną bez odpowiedzi".
Amerykanie zdecydowali się na wydalenie 60 rosyjskich dyplomatów i zamknięcie konsulatu Rosji w Seattle. Po czterech dyplomatów wydaliły m.in. Polska, Niemcy i Francja. – Solidarna i stanowcza reakcja społeczności międzynarodowej oznacza brak zgody na łamanie przez Rosję zasad praw międzynarodowego – mówił minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz.
W poniedziałek, jeszcze przed oficjalną decyzją o wydaleniu rosyjskich dyplomatów, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała pracownika Ministerstwa Energii Marka W., podejrzanego o szpiegostwo na rzecz Rosji. Mężczyzna, który miał przekazywać rosyjskim służbom informacje m.in. o kontraktach gazowych, został aresztowany na trzy miesiące.
Czytaj też:
Rosyjski szpieg zatrzymany przez ABW. Pracował w resorcie energii