Redakcja "Washington Post" ogłosiła w piątek, że nie udzieli poparcia w tegorocznych wyborach prezydenckich (ani przyszłych). Taka sytuacja ma miejsce po raz pierwszy od 36 lat.
"Decyzja, podjęta 11 dni przed wyborami, które według większości sondaży będą bardzo wyrównane, jest drugą podjętą w tym tygodniu, kiedy duża redakcja odmówiła udzielenia poparcia w wyścigu między kandydatem republikanów, byłym prezydentem Donaldem Trumpem, a jego demokratyczną przeciwniczką, wiceprezydent Kamalą Harris. Na początku tego tygodnia Patrick Soon-Shiong, miliarder i właściciel 'Los Angeles Times', zablokował planowane poparcie Harris, co skłoniło szefa działu redakcyjnego gazety do rezygnacji. Manifest poparcia dla Harris został przygotowany przez pracowników Washington Post, ale nie został jeszcze opublikowany. (...) Decyzję o niepublikowaniu podjął właściciel, Jeff Bezos" – czytamy na stronie "The Washington Post".
"Tchórzostwo". Głosy oburzenia
– To tchórzostwo, moment ciemności, który pozostawi demokrację jako ofiarę. Donald Trump będzie świętował to jako zaproszenie do dalszego zastraszania właściciela, Jeffa Bezosa (i innych właścicieli mediów) — powiedział były redaktor naczelny "The Washington Post" Martin Baron, który kierował gazetą, gdy Trump był prezydentem.
W felietonie opublikowanym na stronie internetowej "The Washington Post" wydawca William Lewis opisał decyzję jako powrót do korzeni gazety, czyli braku poparcia. Gazeta zaczęła regularnie popierać kandydatów na prezydenta dopiero w 1976 roku, kiedy to poparła Jimmy'ego Cartera. "Zdajemy sobie sprawę, że będzie to interpretowane na różne sposoby, w tym jako milczące poparcie dla jednego kandydata lub potępienie innego, lub jako abdykacja z odpowiedzialności. To nieuniknione" – napisał Lewis. "My tego tak nie postrzegamy. Uważamy, że jest to zgodne z wartościami, które The Post zawsze reprezentował i czego oczekujemy od lidera: charakteru i odwagi w służbie amerykańskiej etyce, czci dla rządów prawa i szacunku dla wolności człowieka we wszystkich jej aspektach" – dodał.
Lewis przedstawił również decyzję jako "uznanie zdolności naszych czytelników do podejmowania własnych decyzji".
Decyzja ta wywołała zamieszanie wśród wielu członków zespołu redakcyjnego, który działa niezależnie od zespołu informacyjnego "The Washington Post".
Czytaj też:
W USA rośnie przedwyborcze napięcie. "Pół Ameryki uważa Trumpa za faszystę"Czytaj też:
Gibson popiera Trumpa. Mocne słowa o Harris