Kuba, Kirgistan, Chiny, Egipt, Kenia, Kazachstan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Brazylia, Tadżykistan, Katar, Madagaskar, Arabia Saudyjska, Kolumbia, Etiopia, Wenezuela, Republika Południowej Afryki, Wietnam, Białoruś, Uzbekistan i Indie – tak wygląda niemal pełna lista uczestników Interwizji. Nie zabrakło samego gospodarza, czyli Rosji. Jedynym przedstawicielem Europy była Serbia. Co ciekawe, w konkursie wzięły udział również Stany Zjednoczone, tyle że połowicznie. Pod flagą amerykańską miała zaśpiewać australijska wokalistka Vassy, jednak jej występ został odwołany – jak ogłosili organizatorzy – "z powodu bezprecedensowych nacisków politycznych ze strony rządu Australii". Podając tę informację podczas konkursu, prowadzący dodali przy tym, że USA nadal są reprezentowane, tyle że przez swojego jurora. Zwycięzca wyłaniany był właśnie przez jury złożone z przedstawicieli wszystkich krajów uczestników. Inaczej niż w Eurowizji publiczność nie miała prawa głosu.
Nie była to pierwsza edycja Interwizji. Już w czasach sowieckich władze na Kremlu próbowały stworzyć alternatywę dla Eurowizji. Wtedy konkurs piosenki miał jednoczyć kraje "demokracji ludowej" (i odbywał się m.in. w Pradze czy w Sopocie), dziś grupą docelową są państwa BRICS, Szanghajskiej Organizacji Współpracy, Wspólnoty Niepodległych Państw (czyli de facto postsowieckich i prorosyjskich zarazem), Bliskiego Wschodu, Azji Środkowej i Ameryki Łacińskiej. Słowem: Moskwa znów, jak za Leonida Breżniewa, jednoczy wokół siebie kraje niezachodnie, tym razem te z Globalnego Południa i Azji. Jednoczy nie tylko politycznie czy gospodarczo, lecz także kulturowo, inwestując w ten sposób w pogłębioną integrację.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.

