• Jan BogatkoAutor:Jan Bogatko

Niemcy o zmroku

Dodano: 
Friedrich Merz (CDU)
Friedrich Merz (CDU) Źródło: PAP/EPA / FILIP SINGER
W awanturze o krajobraz niemieckich miast tak naprawdę nie chodzi o miasta, lecz o politykę wobec islamskich osadników. Angela Merkel, „matka narodu”, jako kanclerz (2005–2021) zmieniła Niemcy – pisał „Der Spiegel” w lutym 2018 r. – bardziej radykalnie niż jej poprzednicy. Niemcy się zmieniły nie do poznania, a wraz z nimi zmieniły się partyjny pejzaż i preferencje wyborcze.

Pięciu młodych mężczyzn zgwałciło w Heinsbergu nieletnią dziewczynę. Prokurator w Akwizgranie podjął postępowanie. Potwierdził informacje mediów, że o sprawstwo podejrzanych jest pięciu Syryjczyków. Liczą od 17 do 26 lat. Najmłodszy z nich jest w wieku ofiary gwałtu. Zmuszono ją do uległości groźbą użycia broni. Oczywiście pochodzenie oprawców to zbieg okoliczności, przypadek. Tylko że te przypadki się mnożą od owej pamiętnej nocy sylwestrowej w Kolonii w 2015 r. Również za przypadek, za zbieg okoliczności, można uznać to, że w tymże roku „matka narodu” otworzyła na oścież granice dla islamskich osadników.

Niemcy oszaleli z radości na ich punkcie. Od tego czasu do roku 2023 (nowszych statystyk brak) do Niemiec przybyło ponad 2,2 mln migrantów (liczba ta nie jest dokładna), którzy – jak informuje Federalny Urząd do spraw Migracji i Uchodźców (Bamf) – po raz pierwszy (to należałoby podkreślić, ponieważ oznacza to, że wniosek azylowy można w Niemczech składać wielokrotnie; pomagają w tym lewicowe organizacje pomocowe, głównie Pro Asyl z Frankfurtu nad Menem) złożyli wniosek o uznanie za uchodźcę politycznego.

Gdy tylko jakiemuś islamskiemu przestępcy grozi ekstradycja, mieszkańcy squatów (w każdym większym niemieckim mieście jest przynajmniej jeden taki darmowy hostel dla lewaków utrzymywany kosztem niemieckich podatników) piszą na murach co lepiej wyglądających kamienic hasła w rodzaju „Kofi zostaje” albo „Je… Merza”, często ozdabiane sierpem i młotem. Aktualnie na wyjazd z Niemiec oczekuje ponad 225 tys. imigrantów, w tym ponad 130 tys. osób, którym odmówiono azylu. I będą długo oczekiwać, bo w składzie lewicowego rządu Merza ton nadaje SPD – partia ukarana przez wyborców, a nagrodzona dopuszczeniem do rządzenia przez CDU/ CSU ze strachu przed AfD. Zwłaszcza tam nadaje ton, gdzie chodzi o islamskich migrantów, na których liczą nie od dzisiaj niemieccy socjaliści. Liczą na to, że będą oni za pięć lat wybierać lewicę.

Wątpliwe statystyki

Nie tak dawno temu kanclerz Friedrich Merz wyraził opinię, że jeśli chodzi o politykę migracyjną, to Niemcy posunęły się za daleko. Nie chodziło tu tylko o krytykę słynnego kursu Angeli Merkel zapoczątkowanego w 2015 r. sloganem „Herzlich willkommen”. W pierwszej chwili wypowiedź sprawiała wrażenie gotowości kanclerza Merza do obalenia kordonu sanitarnego utworzonego przez lewicę wokół partii Alternatywa dla Niemiec, stanowiącej zagrożenie dla byłej chrześcijańskiej demokracji, nie wspominając o kroczącej do lamusa historii lewicy. Słowa Merza na temat migrantów nie różniły się wcale od opinii konserwatystów z AfD. Ale to był pierwszy grzmot zwiastujący burzę. Ta rozszalała się dopiero po tym, jak Merz powiedział, że problem z migracją widzimy w krajobrazie miejskim. Kanclerz zapowiedział, że minister spraw wewnętrznych pracuje obecnie nad tym, by zapewnić powrót migrantów bez prawa pobytu do krajów pochodzenia.

Artykuł został opublikowany w 46/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także