Jego zdaniem za takim rozwojem wypadków przemawia zaostrzająca się sytuacja wewnętrzna w Rosji, kolejny rok spadku dochodów ludności, brak perspektyw stabilnego wzrostu gospodarczego, wieloletnie zaniedbania w sferze społecznej, co przekłada się na spadające w ostatnim czasie notowania Putina, rządu i partii władzy – Jednej Rosji. Wcześniej, zawsze, jak pisze były gruziński prezydent, w takiej sytuacji reżim decydował się na atak. Tak było w 2008 roku w Gruzji, później na Ukrainie i w Syrii.
Saakaszwili, który pisze, że „miał tego pecha poznać Putina lepiej niż większość ludzi” twierdzi, że dziś nie jest kwestią odpowiedź czy Rosja zaatakuje, ale kiedy i gdzie. Jego zdaniem celem kolejnej agresji nie będzie jedno z państw z tzw. przestrzeni postsowieckiej, bo na tym obszarze rosyjski reżim osiągnął zakładane cele – Zachód de facto uznał, że jest to sfera wpływów Moskwy. Również wbrew potocznym sądom obiektem agresji nie będzie Białoruś, ani Państwa Bałtyckie. W pierwszym przypadku ewentualne przyłączenie Mińska do rosyjskiego organizmu politycznego nie będzie w oczach rosyjskiej opinii publicznej stanowiło przełomu i świadczyło o wzrastającej potędze kraju, z tego prostego powodu, że większość Rosjan już dziś uważa państwo Łukaszenki za twór o ograniczonej suwerenności, cieszący się nieco większą tylko swobodą niźli autonomiczne części Federacji Rosyjskiej. W związku z tym ewentualne połknięcie Białorusi trudno będzie, zdaniem Saakaszwili, wykorzystać Putinowi w celach wewnętrznych. Przed agresją na Państwa Bałtyckie, szczególnie Estonię i Łotwę, powstrzymuje Moskwę to, że obydwa kraje są członkami NATO, a w związku z istnieniem art. 5, trudno przewidzieć reakcję Sojuszu. W najgorszym scenariuszu „mała zwycięska wojna” może przekształcić się w konflikt pełnowymiarowy.
Nie znaczy to jednak, że rosyjski reżim zrezygnuje z agresywnych kroków. Najpewniejszym kierunkiem ataku, zdaniem byłego gruzińskiego prezydenta, są północne regiony Finlandii i Szwecji. Przemawia za tym kilka argumentów. Po pierwsze waga jaką rosyjskie elity przywiązują do kontrolowania tzw. Północnej Drogi Morskiej oraz nadzieje, jakie wiążą z eksploatacją bogactw naturalnych znajdujących się na terenie Arktyki i w okalających je wodach. Po drugie brak prawnomiędzynarodowych uregulowań w tym zakresie ułatwia Rosji ewentualne działanie. Po trzecie zajęcie oddalonych, słabo zaludnionych obszarów polarnych nie wywoła silnej reakcji społeczności międzynarodowej, bo „nikt nie będzie chciał ginąć za pustynie lodowe”. I wreszcie, po czwarte, ani Finlandia, ani też Szwecja nie są członkami NATO, co zdaniem Saakaszwili w istotny sposób redukuje ryzyko eskalacji konfliktu.
Już dziś Moskwa wzmacnia swą obecność wojskową na Dalekiej Północy, a ostatnie regulacje ograniczające żeglugę, o których DoRzeczy pisało 12 marca, są wyraźnym zaznaczeniem woli eskalowania napięcia i zaostrzania sytuacji. Putin, atakując w przeszłości Gruzję, Ukrainę i interweniując w Syrii, emancypował we własnym oczach Rosję z podległości hegemonii Zachodu, jednak pełną niezależność osiągnie rzucając Zachodowi otwarte wyzwanie - konkluduje były prezydent Gruzji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.