Ludowcy są rozczarowani tym, że Janusz Piechociński nie potrafi skutecznie zawalczyć w rządzie o interesy PSL. Nasilają się głosy niezadowolenia, a apel „Waldek, wróć!” to tylko kwestia czasu
Kamila Baranowska
[…]
Janusz Piechociński nie ma wielu powodów do pałania entuzjazmem. Lista pretensji ze strony własnych działaczy jest coraz dłuższa. Przegrywane seryjnie głosowania sejmowe (tylko w ostatnich tygodniach: w sprawie małych sądów, uboju rytualnego czy nazwania rzezi wołyńskiej ludobójstwem), kiepskie sondaże sytuujące partię nawet poniżej progu wyborczego, perypetie związane z Władysławem Serafinem (zakończone jego wyrzuceniem z partii), seksafera i zarzuty korupcyjne dla Mirosława Karapyty, PSL-owskiego marszałka na Podkarpaciu, i w efekcie utrata tego stanowiska na rzecz PiS, wreszcie źle odebrana w partii próba rozwiązania struktur dolnośląskich. To wszystko działa na niekorzyść Janusza Piechocińskiego, nawet jeśli odpowiedzialność za część tych kwestii nie leży po jego stronie.
[…]
– […] Jednego dnia na coś się z nami umawiają, następnego jakby nigdy nic wszystko wywracają. A my wciąż tylko udajemy, że przecież nic się nie stało – żali się jeden z posłów.
Klub nie zamierza odpuszczać i już szykuje poprawki tym razem do prezydenckiego projektu, którymi będzie chciał przywrócić nie 27, ale wszystkie 79 sądów. Liczą na to, że prezydentowi trudniej będzie wetować własny projekt z drobnymi poprawkami, które oprócz PSL poprze cała opozycja. Obrona małych sądów jest dla PSL ważna, bo dotyczy małomiasteczkowego elektoratu. Od dawna stanowiła też jedno z najostrzejszych pól konfliktu z Platformą, na co przyzwolenie dawał Waldemar Pawlak. Wszystko się zmieniło po wygranej Piechocińskiego. Chciał on rozpocząć współpracę w koalicji od rozwiązania starych problemów. Spotkał się nawet z Gowinem, któremu miał obiecać szybkie załatwienie sprawy małych sądów. Kilkakrotnie miał to później sugerować kierownictwu klubu. To jednak stanęło okoniem, tłumacząc, że nie wolno teraz odpuścić tematu. Jednak Piechociński odpuścił. Można odnieść wrażenie, że część newralgicznych dla PSL spraw z poziomu rządu zepchnięta została na poziom klubu. To tam w dużej mierze przeniósł się ośrodek decyzyjny, także jeśli chodzi o omawianie spraw wewnątrzkoalicyjnych.
[…]
– Problem w tym, że Piechociński na posiedzeniach rządu woli się nie wychylać. Taki ma charakter, nie lubi konfrontacji, chce z każdym dobrze żyć, a to nie zawsze jest możliwe. Pawlak nie przez wszystkich był lubiany, bo potrafił trzasnąć drzwiami albo ostentacyjnie nie odbierać od Tuska telefonów, czym doprowadzał go do szału, ale przez to miał też poważanie – mówi znany ludowiec, zwolennik Pawlaka. Nie dodaje jednak, że zachowania Pawlaka często były aranżowane, tak jak wtedy, gdy kwestionował w mediach pomysł podniesienia wieku emerytalnego do 67. roku życia i w świetle kamer opuszczał posiedzenie rządu, by na koniec i tak kontrowersyjną reformę poprzeć (choć w nieco złagodzonej formie). Dzięki takim zagrywkom ustawiał się w swojej ulubionej roli bycia jedną nogą w koalicji, a drugą w opozycji. Strategię podgryzania Tuska co jakiś czas próbuje stosować także Piechociński. Już dwukrotnie udzielił „Rzeczpospolitej” wywiadów, w których mocno skrytykował premiera.
[…]
Tymczasem ekslider Waldemar Pawlak bacznie obserwuje rozwój sytuacji w partii. Nie żeby chciał wracać już teraz. Czeka, aż sytuacja będzie na tyle niedobra, że większość działaczy sama dojdzie do wniosku, iż tylko on może ich uratować. Tak jak było z SLD i Leszkiem Millerem, który w chwale powrócił po nieudanym przewodnictwie Olejniczaka i Napieralskiego. Zresztą już raz Pawlak wracał, by ratować podzieloną partię – po niespełna roku prezesowania Janusza Wojciechowskiego. Pawlak znajduje się dziś w sytuacji podobnej do sytuacji Grzegorza Schetyny w Platformie.
[…]
– Mam wrażenie, że wbrew temu, co czytam w mediach, Piechociński ma w partii całkiem spory kredyt zaufania. Ma inny styl działania niż Pawlak, jest bardziej koncyliacyjny, choć to Pawlak miał zasadę niewtrącania się w lokalne układy bez względu na to, co się tam działo – broni Piechocińskiego poseł PSL.
Prezes PSL skupia się teraz na merytorycznej pracy w resorcie. Stawia na przedsiębiorców, zabiega o tzw. trójpak energetyczny, czyli projekty ustaw o odnawialnych źródłach energii, prawo energetyczne i prawo gazowe, przygotowane w Ministerstwie Gospodarki. Jego małym sukcesem jest powołanie PSL-owskiego wiceministra finansów, przed czym mocno wzbraniał się Rostowski.
Realnym sprawdzianem jego skuteczności będzie utrzymanie w eurowyborach obecnych trzech mandatów. Ludowców najbardziej interesują jednak przyszłoroczne wybory samorządowe. Tu każdy wynik gorszy od poprzedniego (ponad 16 proc.) będzie działał na niekorzyść dzisiejszego lidera. Co wtedy? Jak mówi nam jeden z posłów, dla prawdziwych ludowców ważniejszy od sternika jest okręt. Jeśli okręt zacznie tonąć i wszyscy będą widzieć, że sternik nie daje sobie rady, to zmienią sternika na takiego, który wyprowadzi okręt na spokojne wody. To, by okręt płynął, leży bowiem w interesie całej załogi. •
Więcej w najnowszym numerze Tygodnika Do Rzeczy.