Tym samym kolejna granica absurdu i bezprawia została przekroczona. Ponieważ czy to się prezesowi Rzeplińskiemu podoba, czy nie, trzej panowie żadnymi kandydatami nie są, lecz jedynie się za kandydatów podają.
Żeby ich wybrać, konieczna była – wynikająca z ustawy – obecność 10 sędziów. Bez tego nie ma mowy ani o wyborze, ani o kandydatach. Więcej: to, że owa trójka dała się wybrać i że w operacji tej uczestniczyło dziewięciu członków Trybunału, oznacza – mam wrażenie – że wszyscy oni faktycznie utracili zdolność orzekania. Ci, których głównym zadaniem jest pilnowanie najważniejszego prawa demokratycznego państwa, jakby nigdy nic, publicznie i bezwstydnie właśnie je naruszyli. Zabawne tylko, że tego nie widzą i że po dokonaniu tego aktu jeszcze nie podali się do dymisji, co zresztą jedynie pogłębia ich winę.
Kworum, czyli konieczna dla ważności jakiegoś aktu liczba głosujących, to w systemie demokratycznym rzecz święta. Gdyby kierować się logiką sędziów TK, PiS następnego dnia powinien sam ogłosić wejście w życie nowej konstytucji, którą by sobie po prostu uchwalił. A dlaczegóż by nie, skoro członkowie TK pokazali, że większość kwalifikowana konieczna do działania może zostać ot, tak po prostu unieważniona? Dlaczego Jarosław Kaczyński nie pójdzie za ciosem i nie wykorzysta prawotwórczych zdolności Trybunału? Wprawdzie do zmiany konstytucji potrzebna jest większość kwalifikowana – dwie trzecie posłów Sejmu. Dlaczego jednak tego nie pominąć i nie uchwalić nowej konstytucji większością zwykłą, którą Prawo i Sprawiedliwość dysponuje? Albo dlaczego nie pominąć innego warunku – koniecznej obecności co najmniej połowy posłów i nie dokonać zmiany jakiejś nocy, korzystając z nieobecności posłów opozycji? Można?
W ogóle gdyby kierować się logiką członków TK, wiele rzeczy dziś niewyobrażalnych można byłoby przeprowadzić. Po jakie licho np. zbierać potrzebną i wymaganą prawem liczbę głosów pod wnioskiem o referendum w Warszawie? Trzeba je urządzić i już. Podobnie nie ma sensu inny wymóg ustawowy, a mianowicie domaganie się co najmniej 50-procentowej frekwencji. A dlaczego to niby akurat tyle? Przecież jeśli dowolnie można zmieniać reguły, to i zwykła większość wystarczy. Ot, skrzyknie się grupa obywateli, która uzna, że ma moralne prawo do reprezentowania reszty, i wybierze sobie, kogo uzna za stosowne.
Pojawiają się wprawdzie głosy, że Zgromadzenie Ogólne zostało zbojkotowane przez sędziów wybranych przez PiS, którzy masowo się rozchorowali i uciekli na L4. Niezbyt mi się ten, nazwijmy to tak, fortel podoba. Wolałbym, żeby sędziowie nie maskowali się, tylko po prostu odmówili udziału w pracach zgromadzenia. Wiadomo było przecież, że całe obrady od początku zostały ustawione w taki sposób, by wśród kandydatów nie znalazł się żaden z nowo wybranych, dlatego zamiast wykrętów i zwolnień należało po prostu nie brać udziału w głosowaniu. Nie zmienia to jednak najważniejszej rzeczy: TK żadnych kandydatów nie wybrał. Raczej odebrał sobie prawo głosu i zniszczył własny autorytet. Dziewięciu sędziów, którzy głosowali na trzech innych, dokonało spektakularnego seppuku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.