W sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej prezes PiS nie wygłaszał publicznie żadnych ostatecznych sądów, a w politycznych przedsięwzięciach nie eksponuje w ogóle tej sprawy. To dominująca propaganda osadza go w tej roli- pisze Bronisław Wildstein w najnowszym wydaniu Do Rzeczy. Jest to polemika z tekstem Rafała A. Ziemkiewicza z 42. wydania Do Rzeczy.
- Rafał Ziemkiewicz („Do Rzeczy” nr 42) zakłada, że działanie Antoniego Macierewicza i jego partyjnego zwierzchnika Jarosława Kaczyńskiego w odniesieniu do sprawy smoleńskiej jest efektem politycznych kalkulacji. Teoria zamachu ma, podobno, doprowadzić do zasadniczego przewartościowania na polskiej scenie politycznej i zwycięstwa PiS na miarę triumfu Viktora Orbána na Węgrzech. Tak wygląda interpretacja zachowania Kaczyńskiego i Macierewicza dokonana przez Ziemkiewicza.
Nie przyjmuje on do wiadomości, że to badania niezależnych ekspertów mogą skłaniać tych polityków ku hipotezie o zamachu. Zresztą postawy ich nie są tożsame. Można się zgodzić, że temperament Macierewicza powoduje, iż uznaje on zamach za ostatecznie potwierdzony jeszcze przed uzyskaniem wystarczających na to dowodów. W przypadku Kaczyńskiego jest już inaczej. W sprawie przebiegu smoleńskiej tragedii prezes PiS nie wygłaszał publicznie żadnych ostatecznych sądów, a w politycznych przedsięwzięciach nie eksponuje w ogóle tej sprawy. To dominująca propaganda osadza go w tej roli, tak jak za wszelką cenę usiłuje maksymalnie wyostrzyć tezy Macierewicza. To bowiem w interesie szeroko rozumianego obozu władzy jest przyjęcie, że potępienie rządu Donalda Tuska za zachowanie w sprawie smoleńskiej i krytyka raportu Millera są równoznaczne z uznaniem za przyczynę katastrofy bombowego zamachu.
Większość obywateli wzdraga się przed taką interpretacją i jeśli nawet dostrzega kłamstwa oraz matactwa ekipy rządowej, to prędzej gotowa jest je zaakceptować czy odwrócić się od sprawy, niż uwierzyć w zamordowanie prezydenta i towarzyszących mu osób.
Czy w sytuacji takiej należy ukrywać kolejne dane, które świadczyć mogą na rzecz hipotezy o zamachu czy trzymając się elementarnej uczciwości, publikować to, do czego komisja parlamentarna została powołana ze świadomością, że może to być wykorzystane przeciw niej, a szerzej – przeciw opozycji i prawdopodobnie utrudni oficjalne wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej? (...)
O co toczy się gra
Wspierany przez dominujące ośrodki III RP rząd Tuska do perfekcji doprowadził strategię polaryzacji społeczeństwa i kreacji publicznego zagrożenia. Rozpoczęło się to bezpośrednio po przegranych w 2005 r. wyborach. PO miała być anty-PiS-em i jej wartość miała polegać na tym, że stanowi alternatywę dla zdiabolizowanej partii Kaczyńskiego. Obecnie całe zło PiS ma ogniskować się w stosunku do sprawy smoleńskiej, którą partia ta, według rządowej propagandy, cynicznie rozgrywa, destabilizując scenę polityczną i grożąc strasznymi konsekwencjami międzynarodowymi, np. wojną, o czym wprost mówił Tusk.
Ma więc rację Ziemkiewicz, że działanie zespołu Macierewicza jest użytkowane przez obóz władzy i, w każdym razie obecnie, może mu służyć. Pozostaje pytanie: Czy jakiekolwiek działanie w kierunku wyjaśnienia tej katastrofy nie zostałoby wykorzystane w ten sam sposób? Należy zdać sobie bowiem sprawę, że w przypadku obecnych elit to walka o ich publiczne istnienie.
Donald Tusk i jego najbliższa ekipa, a także, w mniejszym stopniu, Bronisław Komorowski, powinni być skompromitowani i skazani na polityczną śmierć. Powinni także stanąć przed sądem za co najmniej niedopełnienie obowiązków, których skutkiem była śmierć 96 osób, w tym prezydenta kraju.
Nie chodzi jednak tylko o nich. W sprawę smoleńską zaangażowały się prawie cała czołówka salonu dziennikarskiego III RP i ogromna większość opiniotwórczych środowisk. Przy normalnie funkcjonującej opinii również oni zostaliby skompromitowani, co wiązałoby się z utratą ich dotychczasowego, uprzywilejowanego statusu. Nic dziwnego więc, że robią wszystko, aby do tego nie dopuścić, kompromitując się coraz bardziej, co jednak w przypadku ich radykalnej opiniotwórczej przewagi ciągle nie przynosi żadnych konsekwencji.
Wszystkie te czynniki powodują, że obecnie mamy do czynienia z gigantycznym zaangażowaniem wielkich środków w obronę oficjalnej wersji katastrofy smoleńskiej, która, być może, byłaby nie do obrony, gdyby jako alternatywa dla niej nie jawiła się wyłącznie hipoteza o zamachu.
Czy w sytuacji tej komisja Macierewicza powinna unikać ogłaszania kolejnych rewelacji, które mogą świadczyć o eksplozji jako przyczynie katastrofy, ukrywać je raczej, aby nie dostały się one w ręce gigantycznego przemysłu propagandowego, który zdąży je zneutralizować i ośmieszyć bez względu na ich realne podstawy?
Tylko czy w ten sposób nie sprzeniewierzyłaby się swojej podstawowej misji? (...)
Cały artykuł dostępny jest w 43. wydaniu Do Rzeczy.