Była druga połowa sierpnia, trwały zacięte powstańcze walki. Miasto płonęło – opowiada Helena Wołłowicz. – Razem z oddziałem znajdowałam się na kwaterze na Puławskiej 132. Tam odnalazł mnie Rajmund Kaczyński. Zaproponowałam, abyśmy razem poszli na świeży grób jednego z naszych poległych kolegów. Żachnął się, że dopiero co do mnie przyszedł, a mnie już gdzieś niesie. Chciał usiąść, porozmawiać. Ja się jednak upierałam, ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie, wiedziałam, że muszę natychmiast wyjść z tego budynku. Kaczyński ustąpił i wyszliśmy. Pokonaliśmy może pięćdziesiąt metrów, gdy nagle za na- szymi plecami rozległ się potworny huk. Odwróciliśmy się i nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Niemiecki pocisk uderzył dokładnie w budynek, który opuściliśmy. Wszyscy, którzy w nim zostali, zginęli”. (…)
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
