Fakt, że PO upartyjniła administrację państwową w sposób nieznany w historii III RP, jest już powszechnie rozpoznany. Efektem tego jest jednak nie sprzeciw, ale lęk. Strach urzędników przed utratą pracy, obawy współpracujących z nimi, aby się nie narazić, niepokój wszystkich, którzy mają do czynienia z biurokracją - a któż go nie ma - wywołany możliwością szykan z jej strony.
Zagrożenie niosą podejrzenia o kontakty z opozycją. Rządzący i ich opiniotwórcze zaplecze głoszą otwarcie: PiS, czyli główna, a właściwie jedyna dziś opozycyjna partia, ma zostać otoczona „kordonem sanitarnym”. Postawa taka jest wprawdzie uderzeniem w zasady demokracji, której jakość ocenić można przez stosunek do opozycji, ale tym nikt z rządzących w Polsce Tuska się nie przejmuje.
Nie znaczy to, że o władzy tej mówić można wyłącznie w tonie aprobatywnym. Dopuszczana jest krytyka z „właściwej” pozycji, czyli niezagrażająca oligarchicznemu porządkowi III RP. Partia Tuska czerpie swoją siłę ze związku z establishmentem, którego stła się polityczną reprezentacją.
Broni go przed zwycięstwem opozycji, co mogłoby zagrozić stanowisku dominujących dziś grup, środowisk i osób. Oligarchia ta funkcjonuje we wszystkich sferach naszego życia. Oto dwa przykłady z dziedziny kultury.
Michał Lorenc, wybitny kompozytor filmowy, o którego zabiegało Hollywood. Trudno sobie wyobrazić współczesne kino polskie bez jego muzyki. Do czasu katastrofy smoleńskiej. Od kiedy Lorenc udostępnił swoją muzykę podczas uroczystości żałobnych związanych z tą tragedią, praktycznie skończyły się dla niego zamówienia dla prestiżowych fabuł.
Redbad Klijnstra, polsko-holenderski aktor i reżyser.Jego błyskotliwą karierę zastopowała bezkompromisowość w ocenie polskiej rzeczywistości, rzecz – wydawałoby się – bezcenna dla artysty. Również w tym przypadku punktem przełomowym okazał się Smoleńsk. Wychowany w kulcie wolności słowa Klijnstra potraktował ją zbyt poważnie. A gdy dodatkowo zorganizował publiczne czytanie dramatu Wojciecha Tomczyka „Bezkrólewie”, który w alegorycznej formie pokazuje stan Polski po 2010 r., przestał grać w teatrach polskich.
Nie wszyscy Polacy dali sobie zaszczepić antypisowską fobię. Ci, którzy nie ulegli, walczyć muszą z groźbą ostracyzmu.
PS W swoim poprzednim felie- tonie Waldemar Łysiak wylał kubeł pomyj na mojego syna, Dawida, za wykazanie mu fałszów i manipulacji w tekście na temat Ukrainy. Nie spo- sób odnosić się merytorycznie do Łysiakowych inwektyw. Powtarza on kłamstwa Putinowskiej propa- gandy i powołuje się na istniejące wyłącznie w niej fantasmagorie w rodzaju pojawiających się na Majdanie „okrzyków i transparentów typu: »Rżnij Lachów i Jewriejów!«”. I sam siebie wychwala za rzekomą prawdomówność. Okazuje się, że w odniesieniu do Łysiaka wyjątkowo prawdziwe jest powiedzenie: „Nie słuchaj, kiedy mówi o sobie [choć w przypadku tego autora to prawie niemożliwe], słuchaj kiedy mówi o innych – wtedy mówi o sobie”.