Gdy uważnie się wsłuchać w to, co mówią politycy rządzący Polską, łatwo o wrażenie, że cierpią na ciężką postać schizofrenii.
Albowiem z jednej strony z przestrachem opowiadają o tym, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, czyli o ukraińsko-rosyjskiej wojnie, z drugiej jednak pytani o to, co zamierzają w związku z tym uczynić, aby poprawić stan bezpieczeństwa Polski, nie kryją, że – w sumie – niewiele. W każdym razie: niewspółmiernie mało w stosunku do grożącego nam niebezpieczeństwa. I w dodatku nieprędko. Nie bacząc na horrendum, do którego dochodzi w Donbasie, poziom mitycznych 2 proc. PKB wydatków na wojsko mamy więc osiągnąć nie natychmiast albo najdalej w roku 2015, lecz dopiero w 2016 r. Takie deklaracje, okraszane uspokajającymi zapewnieniami, że jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność, alarmistyczne zaś uwagi czynione przez niektórych generałów należy włożyć między bajki, płynęły z ust premiera Tuska i płyną z ust premier Kopacz.
Tak jakby żadnemu z rządzących polityków nie przyszło do głowy, że zważywszy na położenie Polski i nauki płynące z naszej historii, należałoby – choćby na wszelki wypadek – już dziś dla wzmocnienia naszego wojska robić znacznie więcej i już dziś wydawać na ten cel dużo więcej. Zwłaszcza że Rosja wydaje 4 proc. PKB. A także dlatego, że rząd Tuska kilka lat temu zawiesił pobór i nie rozbudował naszej armii zawodowej do zakładanych rozmiarów, w związku z tym nie jest ona w stanie obronić terytorium Polski.
Powinniśmy więc już teraz zbroić się na potęgę, nawet jeśli rację mają – i oby ją mieli – ci, którzy dowodzą, że obecnej Rosji nie musimy się obawiać, bo to niedźwiedź na glinianych nogach. Imperium zależne od cen ropy i gazu niczym narkoman od kokainy, samo niepotrafiące wyprodukować niczego atrakcyjnego. A przy tym, jeśli nie sięgnie po broń atomową, niezdolne do agresji, która mogłaby realnie zagrozić na przykład Polsce.
Powinniśmy już dziś zbroić się na potęgę, bo rozważniej czekać na sprawdzenie, czy ci optymiści się nie mylą, w państwie uzbrojonym po zęby: ze znacznie liczniejszą i sprawniejszą armią, strzeżonym przez tarczę antyrakietową o parametrach na przykład izraelskiej, i w dodatku zdolnym zadawać silne odwetowe uderzenia.
Jednak czy istnieje w Polsce choć jedna partia polityczna, która rozumiejąc powagę sytuacji, złożyła wyborcom ofertę szybkiej budowy takich sił zbrojnych na podstawie uczciwie wskazanych źródeł sfinansowania związanych z tym, niemałych przecież wydatków? Choćby miały one pochodzić z wyższych podatków, jeśli już politycy tej partii nie mieliby odwagi – w celu zdobycia potrzebnych pieniędzy – pozbawić niesprawiedliwych przywilejów przyznanych wcześniej wielu grupom zawodowym i społecznym.
Otóż nie istnieje. Znowu więc – jak u progu II wojny światowej – „silni”, „zwarci”, „gotowi” drżymy przed naj- gorszym, które oby nigdy nie nadeszło. Zamiast – nauczeni doświadczeniem – od dawna być silni, zwarci, gotowi.