Kiedy wyszło na jaw, że mimo zbliżających się wyborów rząd zamierza rozpocząć zamykanie kopalń, wielu komentatorów orzekło, że to manewr polityczny, a nie gospodarczy.
Diagnozy takie szły w dwóch kierunkach. Pierwszy: Ewa Kopacz potrzebuje nowych argumentów do wsparcia narracji – jedynej, jaka jej została – że ratuje Polskę przed „podpalaczami”. Ponieważ marsz PiS nie wypadł wystarczająco groźnie, a i straszenie „kibolami” czy „faszystami” nie spotkało się z odzewem, postanowiono sprowokować do działań górników i ich właśnie wykreować w mediach na kolejne zło, przed którym broni społeczeństwo establishment. (…)