Niedoinwestowanie służby zdrowia powoduje, że miesiącami czekamy na wizytę do specjalisty. Brakuje lekarzy, pielęgniarek, nowoczesnych leków, a często też kompetencji i empatii. Za tym wszystkim kryją się ludzkie dramaty.
Agnieszka Murawa-Klaczyńska zachorowała na raka piersi w 2009 r. Miała 39 lat i mimo tego, że regularnie się badała, już w momencie diagnozy nowotwór obejmował okoliczne węzły chłonne. Przeszła chemioterapię, mastektomię, radioterapię, potem terapię uzupełniającą. W 2011 r. wydawało się, że po raku nie ma śladu. Niestety, po trzech latach doszło do wznowy, pojawiły się też przerzuty w płucach. – Choroba była dla mnie pierwszym szokiem. Drugim było to, że od początku musiałam walczyć nie tylko z nią, lecz także z całym systemem o leczenie zgodne z wiedzą medyczną. Wcześniej wydawało mi się, że jeśli jestem pod opieką lekarza, to będę dobrze leczona. Niestety, to iluzja – opowiada.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.