Co najmniej od czasu wybuchu wojny w Donbasie słyszymy ciągle o tym, jak groźna jest „wojna informacyjna”, jakie spustoszenie w przestrzeni publicznej sieją celowe manipulacje, systematyczna dezinformacja i doraźne kłamstwa zwane z angielska fake newsami. Obowiązująca nad Wisłą poprawność polityczna jednoznacznie wskazuje przy tym na Rosję jako na to państwo, które tradycyjnie nie czuje żadnych moralnych oporów przed posługiwaniem się kłamstwem w walce o swoje interesy. A jednak, gdy Polska padła w końcu ofiarą informacyjnego blitzkriegu, okazało się, że jego sprawcami nie byli Rosjanie (choć Antoni Macierewicz i Tomasz Sakiewicz zdążyli już ich o to oskarżyć), ale „zaprzyjaźniony” Izrael, wspierany przez sojusznicze Stany Zjednoczone.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.