MARIUSZ STANISZEWSKI: Dokąd by pan pojechał z pierwszą wizytą zagraniczną, gdyby został pan prezydentem?
JANUSZ KORWIN-MIKKE: Oczywiście do Vaduz.
A co tam jest?
Stolica państwa, które najbardziej poważam.
To znaczy?
Księstwa Liechtensteinu – kraju, który najbardziej poważam. Po pierwsze, jest to państwo rządzone przez prawdziwego księcia, który posiada tam władzę niemal absolutną, otrzymaną zresztą
w wyniku referendum. Po drugie, nikt by mnie wówczas nie oskarżył, że popieram Moskwę, Berlin czy Waszyngton.
No ale dlaczego nie do Moskwy?
A dlaczego akurat tam?
Z dużą atencją odnosił się pan do prezydenta Putina.
Dlaczego jednak mam jechać do Moskwy?
Uważał pan, że jest to przywódca Rosji, z którego powinno się brać przykład.
Ciągle jednak nie rozumiem, dlaczego miałbym do niego jechać. Czyngis-chan był na przykład bardzo dobrym przywódcą Mongołów…
Czyngis-chan już nie żyje, a Putin ciągle tak.
Jeśli ktoś jest dobrym przywódcą rosyjskim, to wcale nie znaczy, że jest moim przyjacielem. (…)