Nowe twarze, które pojawiły się ostatnio w rządzie i na jego zapleczu, przeczą stereotypowi, że PiS nie ma zdolności przyciągania ciekawych osób. Zadają kłam także twierdzeniu, że PiS i Jarosław Kaczyński zamykają się wyłącznie w gronie zaufanych partyjnych wyjadaczy, nie dopuszczając nikogo z zewnątrz. Wicepremier Mateusz Morawiecki jest, wedle tej narracji, wyjątkiem potwierdzającym regułę. Tymczasem w ostatnich tygodniach, kiedy premier i ministrowie nieco już okrzepli na swoich stanowiskach, doszło do ciekawych i niedocenianych transferów.
Najbardziej przebiły się do opinii publicznej i wzbudziły sporo emocji przejścia dziennikarskie. Bartosz Marczuk to dziennikarz i publicysta, który specjalizował się głównie w tematach społecznych: demografii, polityce rodzinnej, edukacji, a także szeroko rozumianej ekonomii pracy. Ostatnio pisał do tygodnika „Wprost”, gdzie był także wicenaczelnym. Dzisiaj jest wiceministrem w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej. Dlaczego wybrał politykę? – Nie chcę, żeby zabrzmiało to patetycznie, ale po to, żeby coś zrobić dla ojczyzny. Demografia to dziś jedno z pięciu najważniejszych wyzwań dla Polski – odpowiada. – Nie ma innego powodu. Pieniądze gorsze, a i ryzyko większe, bo powrót do zawodu dziennikarza byłby trudny – dodaje.
O powody porzucenia dziennikarstwa pytamy też Pawła Majewskiego, reportera „Rzeczpospolitej”, który niedawno objął funkcję podsekretarza stanu w KPRM i ma odpowiadać m.in. za organizację Światowych Dni Młodzieży. Majewski pisał głównie o polityce, relacjonował m.in. dwie ostatnie kampanie wyborcze. – W środowisku dziennikarskim jest wielu wartościowych ludzi, ale ton debacie wewnętrznej narzuca krzykliwy margines. Uznałem, że w obu tych światach jest podobny poziom emocji i sporów. Dlatego nie sądzę, bym z perspektywy czasu musiał żałować przejścia na drugą stronę – mówi „Do Rzeczy” Majewski. (...)