Wtorek był siódmym kolejnym dniem, w którym bilans nowo wykrytych zakażeń był niższy w stosunku do poprzedniego dnia i jest to najdłuższa taka seria od początku pandemii. Przy czym nie są to małe spadki, bo podana we wtorek liczba - 23,5 tys. - była o połowę mniejsza niż ta sprzed tygodnia, a łączny bilans z ostatnich siedmiu dni jest o prawie 31 proc. mniejszy niż z poprzednich siedmiu.
Zniesienie restrykcji
Tymczasem przed zniesieniem restrykcji w Anglii, co nastąpiło 19 lipca, rząd ostrzegał, że pod koniec lata dzienne statystyki zakażeń mogą dojść do poziomu 100 tys., czyli byłyby o ok. 50 proc. wyższe od rekordowego bilansu. I nie były to wcale najgorsze prognozy. Prof. Neil Ferguson, epidemiolog z Imperial College London, którego modele przesądziły o wprowadzeniu w marcu zeszłego roku pierwszego lockdownu, mówił, że poziom 100 tys. jest niemal nieunikniony, a pytanie brzmi, czy zakażenia dojdą do 200 tys. dziennie.
Po niecałych dwóch tygodniach przyznaje jednak, że widzi sytuację bardziej optymistycznie. – Nie wyszliśmy jeszcze całkowicie na prostą, ale sytuacja uległa zasadniczej zmianie. Dzięki szczepionkom znacznie zmniejsza się ryzyko hospitalizacji i zgonów. Jestem przekonany, że pod koniec września lub w październiku większość pandemii będziemy mieli za sobą – powiedział we wtorek.
Paul Hunter, profesor medycyny z University of East Anglia, podkreślił, że według niego prognozy 100 tys. przypadków dziennie lub więcej nigdy nie były realistyczne. – Patrząc na dane z czerwca, nie mogłem dostrzec, jak zakażenia mogłyby osiągnąć tak wysoki poziom. Spodziewałem się, że liczby się spłaszczą, a następnie spadną - i tak się stało, naprawdę bardzo szybko – powiedział. Dodał, że nadal może być kilka wybojów, ale spodziewa się, że Wielka Brytania jest teraz w długoterminowym trendzie spadkowym.
Przyczyny spadku zakażeń
Eksperci zastanawiają się, co może być przyczyną tego spadku, i wskazują na możliwe połączenie kilku czynników. – Jeśli mamy być szczerzy, nikt nie wie, dlaczego liczba zachorowań spada tak gwałtownie. Przerwa w szkołach, cieplejsza pogoda, "pingdemia" (duża liczba osób wysłanych na kwarantannę przez aplikację do wykrywania kontaktów - PAP), odporność w populacji – prawdopodobnie to mieszanka wszystkich tych czynników. Niezależnie od przyczyny to dobra wiadomość. Prof. Ferguson ma całkowitą rację - szczepionki poważnie osłabiły związek między przypadkami a hospitalizacjami, choć nie przerwały go całkowicie – wskazuje prof. Karol Sikora z University of Buckingham.
Prof. Mike Tildesley, specjalista od modelowania chorób zakaźnych na Uniwersytecie w Warwick, zasugerował, że spadek mógł nastąpić, ponieważ wykonuje się mniej testów na obecność koronawirusa. – Szkoły w Anglii zamknięto w zeszłym tygodniu, nie mamy więc uczniów szkół średnich robiących regularne szybkie testy antygenowe i dlatego niekoniecznie wykrywamy tyle przypadków u młodszych ludzi. Niektórzy sugerują też, że być może ze względu na dużą liczbę przypadków ludzie przez zbliżające się wakacje letnie mogą być mniej chętni do zgłaszania się na testy, gdy mają objawy – powiedział w środę w Times Radio.
Liczba wykonywanych testów jest rzeczywiście mniejsza niż na początku lipca - obecnie dobowa średnia z siedmiu kolejnych dni to ok. 900 tys., podczas gdy 3-4 tygodnie temu było to ok. 1,05 mln - ale ten spadek jest mniejszy niż liczby zakażeń, więc nie może to być jedyne wyjaśnienie.
Czytaj też:
"Osoby samolubne i narażające życie innych". Brytyjski minister ostrzega niezaszczepionychCzytaj też:
Problemy premiera Wielkiej Brytanii. "Szczepionkowy bonus" przestaje działać