We wtorek informacje podała gazeta "Abendzeitung Muenchen", cytowana przez Polską Agencję Prasową.
Na najbliższą środę w Monachium zaplanowano duży protest przeciwko pandemicznym restrykcjom sanitarnym w kraju.
Demonstracje w Niemczech
Demonstracje w Niemczech trwają od kilku tygodni. Przed świętami Bożego Narodzenia duże przemarsze odbyły się m.in. w: Rostocku, Mannheim, Turyngii, Magdeburgu, Dreźnie, Budziszynie oraz Freibergu. Według władz, pikiety dobyły się nielegalnie wobec obowiązujących w RFN nakazom i zakazom w związku ze stanem epidemii. Co ciekawe, w niektórych miastach doszło także do kontrdemonstracji. We Freiburgu posłowie Bundestagu zorganizowali pikietę pod hasłem "Rozum, a nie strach".
Podczas wielu dotychczasowych protestów dochodziło do brutalnych starć uczestników z policją. Między innymi w związku z tym rzecznik prasowy policjantów z Monachium poinformował, że w akcji strzeżenia porządku podczas środowej demonstracji weźmie udział co najmniej 1000 funkcjonariuszy. Podczas monitoringu mediów społecznościowych znaleziono wezwanie do zabrania ze sobą noży, jak przekonywano, do "obrony przed policjantami”.
W zeszłym tygodniu władze stolicy Bawarii zezwoliły na przemarsz z udziałem maksymalnie dwóch tysięcy osób. Jednak poprzez serwisy i fora internetowe, głównie komunikator Telegram, Niemcy zwołują się do udziału w niezgłoszonych, mniejszych zgromadzeniach, które nazywane są "spacerami po mieście".
Skutki pandemii
Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" podał we wtorek dane, opracowane na podstawie badań Centralnego Instytutu i Szpitala Uniwersyteckiego w Norymberdze, na temat konsekwencji pandemii koronawirusa w kraju, a dokładnie wprowadzonych przez rząd lockdownów i innych ograniczeń.
Wzrósł odsetek palaczy, zmiany nastąpiły również jeśli chodzi o spożycie alkoholu. Poza tym, problemami są otyłość, a także nadmierne korzystanie młodzieży ze smartfonów.
Czytaj też:
Nowe restrykcje w Niemczech. Obejmują również zaszczepionych przeciw COVID-19Czytaj też:
Niemiecki rząd się rozpadnie? Ekspert: To się dosyć szybko zmienia