Politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego mówił na antenie TOK FM, że na obecnym etapie kampanii wyborczej nie ma już obietnic, które mogłyby zmotywować niezdecydowany elektorat, bo wyborcy usłyszeli dużo i już trudno zapamiętać kto jakie obietnice składał. – Na dwa tygodnie przed wyborami widzimy, że stół obietnic wyborczych jest bardzo suto zastawiony – wskazał.
Sławomir Sowiński zapytany został o to,jak na wynik wyborów mogą wpłynąć kontrowersje związane z prezesem Najwyższej Izby Kontroli Marianem Banasiem. Zdaniem eksperta, jest taka część wyborców Prawa i Sprawiedliwości - elektorat tożsamościowy - na której afera ta na pewno nie zrobi żadnego wrażenia. Politolog zwrócił jednak uwagę, że niewielka część wyborców tej partii - 1-2 proc. - może nie pójść w ogóle na wybory albo oddać swój głos na PSL czy Konfederację. – I to jest dla PiS czarny scenariusz. Nie takie masowe przejście elektoratu PiS do KO, ale 1-2 proc. zdemobilizowanych wyborców albo przejście tej grupy do innych partii. To może być dla PiS bardzo, bardzo kosztowne – uważa politolog.
Gość TOK FM zwrócił uwagę, że kluczową informację o tym kto będzie rządził po wyborach, otrzymamy nie z sondaży exit poll, ale po oficjalnym komunikacie PKW. Dowiemy się wówczas ile ugrupowań przekroczyło próg wyborczy: czy będą to trzy, cztery czy pięć partii. – Bo w tym ostatnim wariancie, moim zdaniem, żeby mieć możliwość rządzenia, budowania silnej koalicji na poziomie 235-240 mandatów, to PiS musi zdobyć ok. 7 mln głosów. A przypomnijmy, że w 2015 roku to było 5,7 mln, na wiosnę 2019 6,2 mln. Więc jest pytanie, czy uda się zmobilizować te dodatkowe 800 tys. ludzi. To moim zdaniem bardzo trudne wyzwanie. A jeśli ugrupowań w Sejmie byłoby mniej, to wtedy odpowiednio mniejszy wynik pozwala na wygraną i rządzenie – wyjaśnił.
Czytaj też:
Która partia ma najbardziej zdeterminowanych wyborców? Nie PiS