Publicysta "Do Rzeczy" komentował na antenie TV Republika wyniki unijnego szczytu poświęconego nowemu budżetowi UE na lata 2021–2027 oraz funduszowi odbudowy. Polsce ma przypaść w sumie 750 mld zł.
Ziemkiewicz ocenił, że rezultat tego szczytu ma dla naszego kraju zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje. – Polska jest w tej chwili silną gospodarką, która przeszła w stosunkowo w najlepszym stanie całą pandemię, (…) ma bardzo nieduży spadek PKB, wzrost długu jest taki, jak we wszystkich krajach Europy, ale w tak niedużym zakresie, że jesteśmy oceniani jako kraj najbardziej wiarygodny przez potencjalnych pożyczkodawców i to są argumenty, które sprawiły, że premier Morawicki mógł to (środki dla Polski – red.) wynegocjować – powiedział.
Podkreślił zarazem, że "to, co podnoszą eurosceptycy, też jest prawdą". – Ten szczyt dokonał milowego kroku ku federalizacji UE, ponieważ zezwolił, również z naszym udziałem, by UE miała wspólny dług, zezwolił, by UE mogła nakładać europejskie podatki – stwierdził Ziemkiewicz. Według niego "to zapoczątkuje pewne procesy, które będą albo prowadziły do marginalizacji w UE takich państw jak nasze, albo będą prowadziły do rozpadu UE".
– Jeżeli chcemy w UE być nadal, to musimy być przygotowani w perspektywie 4-6, być może 10 lat do wyjścia z Unii Europejskiej i to nawet „na twardo”, tak jak to zrobiła Wielka Brytania – powiedział Ziemkiewicz.
Zdaniem publicysty "Do Rzeczy", jeśli Polska nie będzie miała takiej opcji na stole, "zostaniemy sterroryzowani, zmarginalizowani i skolonizowani".
Czytaj też:
Oto kluczowy zapis ze szczytu UE. Jest tłumaczenie na polski