Dziennikarz śledczy Jürgen Roth twierdzi, że dotarł do raportu niemieckiego wywiadu BND, z którego wynika, że rosyjski generał dostał zlecenie dokonania zamachu w Smoleńsku od polskiego polityka. Pod koniec października dokument opublikowała "Gazeta Polska". Raport BND mówi o „wysoce prawdopodobnym zamachu przy użyciu materiałów wybuchowych”. Niemiecki wywiad miał potwierdzić tę informację w dwóch źródłach. Jednym z nich miał być „pułkownik polskiego wywiadu wojskowego” o imieniu Robert, pracujący „wewnątrz polskiej ambasady w K.”, który „zna bardzo dobrze wewnętrzne życie tej służby”.
Czytaj też:
"GPC": Zlecenie na zamach w Smoleńsku
"Wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce"
W weekendowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie" dziennikarz po raz kolejny zabiera głos w tej sprawie. Tym razem ujawnia, że dokument BND udało mu się zdobyć dzięki przyzwoleniu niektórych niemieckich polityków i pewnych osób z BND. – Politycy traktują instrumentalnie dziennikarzy. Mogę zdradzić, że było polityczne zainteresowanie, żebym otrzymał raport funkcjonariusza BND na temat Smoleńska. Nic się nie dzieje przypadkiem – stwierdza dziennikarz. Roth podkreśla, że do tej pory nie wie komu i z jakiego powodu mogło zależeć na ujawnieniu raportu.
– Oczywiście niewykluczone, że cała historia opisana w dokumencie jest fałszerstwem, celową akcją dezinformacyjną BND – przyznaje dziennikarz. – Zresztą w książce wcale nie twierdzę, że zawarte w raporcie wydarzenia miały miejsce. Nie zmienia to jednak faktu, że sam raport istnieje – dodał Roth.