Polacy cenili Dolabellę, nawet za bardzo. Stawiali go w jednym rzędzie z Rubensem – królem malarzy. Można to zrozumieć – nigdy wcześniej nad Wisłą nie widziano artysty, który by tak swobodnie władał pędzlem. Tommaso nie cyzelował szczegółów i nie tracił czasu na rysunkowe szkice. Z bliska obrazy mogły sprawiać wrażenie niedokończonych, ale zwykle oglądano je z daleka. Specjalnością przybysza z Italii były bowiem imponujące rozmiarami malowidła, umieszczane na ścianach i stropach monarszych rezydencji, kościołów i klasztorów. Tempo pracy i techniczne popisy z pewnością robiły wrażenie na postronnych, jednak Dolabella podbił serca Sarmatów głównie tym, że umiał wyczarować na płótnie kolory i światło Południa, do których polska dusza tęskniła, tęskni i zawsze tęsknić będzie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.