Nie jest to w ogóle moja polityka. Pomysł wpisania Unii do Konstytucji Rzeczypospolitej uważam za równie mądry jak zagwarantowanie w Konstytucji zwolnienia żołnierzy amerykańskich z odpowiedzialności karnej na terytorium Polski, albo jak wpisanie do Konstytucji FIFA. Ale – cokolwiek by nie mówić – jest to polityka. Ludowcy chcą realnie wpłynąć na politykę państwa i szukają dla siebie miejsca odpowiadającego ich własnej strategii, którą można zdefiniować jako oportunizm bez ekstremizmu.
Niestety, polityki nie widać w działaniach Konfederacji. Głosowanie obok PO przeciw uchwale popierającej polskie weto wobec szantażu brukselskiego było istnym kuriozum. Liderzy Konfederacji wygłosili w Sejmie dobre historyczne przemówienia. Przypomnieli przyjęcie traktatu lizbońskiego przez PO-PiS i wstępną zgodę premiera Morawieckiego na mechanizm unijnej (nie)praworządności, i wszystko to było najzupełniej słuszne. Tyle jednak opowiadali o historii, że w głosowaniu zapomnieli, że chodzi o dzisiejsze decyzje państwa. Niezależnie bowiem od intencji władzy, wspieranie każdego (powtórzę: każdego) rządu Rzeczypospolitej, gdy jest bezprawnie atakowany z zagranicy, jest po prostu obowiązkiem patriotyzmu. Patriotyzm bowiem może marzyć o Wielkiej albo nawet Największej Polsce, ale najpierw musi odnosić się do Państwa Polskiego.
Od kogo jak od kogo – ale od partii chcącej reprezentować wyborców prawicy można wymagać, by była choć trochę odporna na pandemię demokratycznej gry partyjnej i nieustających wyborczych kalkulacji. Bo w przeciwnym wypadku może przekonać własnych wyborców, by sami sobie skalkulowali, czy dla miłej uchu retoryki warto tracić własny głos.
Czytaj też:
Europoseł PiS: Sami mieli problemy z prawem, dziś wskazują na nasz krajCzytaj też:
Kaczyński kontra Ziobro. "GW": Prezes PiS zablokował antyunijną konferencję
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.