Premier Morawiecki ogłosił sukces po negocjacjach w Brukseli. Czy słusznie?
Prof. Tomasz Grosse: Po pierwsze, w tych konkluzjach jest prolongata do stosowania przepisów tego spornego rozporządzenia aż do uzyskania werdyktu TSUE. Z dużą pewnością rozporządzenie będzie zawieszone mniej więcej do dwóch lat, co wynika z politycznej deklaracji. Po drugie, pewnym sukcesem jest to, że rozporządzenie, nawet kiedy już wejdzie, nie będzie dotyczyło tych funduszy, które w tej chwili wydajemy. Po trzecie, jest deklaracja polityczna i zobowiązanie KE, żeby interpretowała rozporządzenie w wąski sposób, czyli dotyczący tylko uchybień finansowych. Ta ostatnia sprawa jest najbardziej problematyczna, ponieważ te konkluzje nie zobowiązują Komisji praktycznie do niczego. Wola polityczna, która nie ma przełożenia na stosowanie prawa, nie jest politycznie wiążąca. Komisja Europejska może formułować wnioski dotyczące stosowania rozporządzenia niezależnie od Rady Europejskiej, gdyż jest do tego traktatowo usposobiona. Taka jest praktyka funkcjonowania Komisji oraz orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE w tej kwestii.
Co to oznacza w praktyce?
To, że od woli Komisji zależy, czy będzie się stosować do własnych deklaracji i konkluzji. Jeżeli nie będzie się stosować, to mówiąc krótko, nikt nie może nic jej z tego powodu zrobić. Będzie mogła interpretować rozporządzenie zgodnie z własnymi kompetencjami. Ani państwa członkowskie, ani Rada Europejska nie będą mogły przeszkodzić Komisji w zawieszeniu funduszy dla Polski. Podsumowując, polityczna deklaracja w sensie twardym nie wiąże KE. Jedynym ograniczeniem w tym zakresie może być ewentualny wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE.
Na forum UE szczególnie aktywne w oskarżaniu Polski są władze Holandii. Dlaczego akurat tej kraj?
Trzeba wymienić kilka czynników. Po pierwsze, Holendrzy mają kampanię wyborczą i wkrótce wybory. W związku z tym, premier Mark Rutte chce pokazać, że pieniądze holenderskich podatników są chronione. Po drugie, jest bardzo upowszechniona opinia w mediach krajów Zachodniej Europy, że rządy Polski i Węgier są autorytarne i utrzymywane m.in. za holenderskie pieniądze. Według tego myślenia, Holandia z własnej kieszeni finansuje autokratów w Europie Środkowej. Oczywiście, jest to daleko idące uproszczenie, a wręcz fałsz. Mówimy jednak o pewnych wyobrażeniach społecznych. Powodują one, że rząd Holandii jest taki nieprzejednany. Po trzecie, Rutte jest niechętny wobec funduszu odbudowy i tego typu inicjatyw unijnych. On by najchętniej nie płacił nic na ten fundusz, ale nie może powiedzieć tego np. Włochom, które szczególnie ucierpiały w wyniku pandemii. Już raz holenderski minister to powiedział, że kraje Południa nie zabezpieczyły się odpowiednio przed kryzysem, a więc jest to ich problem. Efektem tego była awantura na całą Europę. W związku z tym, Rutte szuka sobie innego kozła ofiarnego i nic prostszego, niż wyładować swoje niechęci wobec finansowania UE na Polsce i Węgrach.
Oprócz premiera Morawieckiego, w Brukseli pojawiła się Marta Lempart, która spotkała się m.in. z Donaldem Tuskiem. Czy w ten sposób ubiega się o rolę lidera opozycji?
Nie jestem ekspertem w polityce krajowej, ale myślę, że pani Lempart nie jest dobrym materiałem na przywódcę opozycji. To rodzaj polityka ulicznego, który na wiecach być może potrafi zrobić taką czy inną awanturę, ale czy to jest mąż stanu, który potrafi wyjść poza swoją dotychczasową rolę? Moim zdaniem, wymagania wobec przywódcy politycznego opozycji przerastają tę panią.
Czytaj też:
Lisicki po szczycie: Po cichu wprowadza się superpaństwo europejskie