Przywódcy Unii Europejskiej przyjęli w piątek w nocy twarde stanowisko wobec Rosji – ale dopiero po tym, jak Polska i kraje bałtyckie ostro sprzeciwiły się Niemcom i Francji, torpedując propozycję największych potęg Wspólnoty, by doprowadzić do szczytu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
"Ostateczny rezultat był niezwykle upokarzający, jeśli nie całkowicie upokarzający, dla kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Emmanuela Macrona, którzy zazwyczaj mają największy wpływ na dyskusje przy stole Rady Europejskiej" – podaje "Politico".
Merkel i Macron nie przedstawili żadnego wyjaśnienia ani uzasadnienia dla forsowania łagodniejszego podejścia do Putina na dzień przed posiedzeniem RE, a ich niespodziewany ruch wyraźnie zirytował innych przywódców, którzy twierdzili, że nie ma powodu, by zmniejszać dyplomatyczną presję na Moskwę.
Sukces Polski i krajów bałtyckich
Jak podkreśla "Politico", sukces odniosły kraje sąsiadujące z Rosją – Polska, Estonia, Łotwa i Litwa. Cytowany w materiale premier Mateusz Morawiecki powiedział, że "rozpoczęcie jakiegokolwiek bezpośredniego dialogu na najwyższym szczeblu politycznym jest możliwe tylko w sytuacji, gdy mamy do czynienia z faktyczną deeskalacją i faktycznym wycofaniem się z agresywnej polityki". – Dla nas jest to sytuacja jednoznaczna. Kiedy widzimy hybrydowe ataki na naszych sąsiadów, na nas, trudno jest rozpoczynać dialog na najwyższym szczeblu – dodał.
Autorzy tekstu zauważają, że choć wynik szczytu oznaczał "oszałamiające zwycięstwo nad Niemcami i Francją państw położonych wzdłuż rosyjskiej granicy", to cała sytuacja była "dość żenującym epizodem dla Unii, bo na światło dzienne wyszły głębokie podziały w kwestii relacji z Rosją".
Czytaj też:
Nie będzie szczytu UE–Putin. Morawiecki zablokował "niedorzeczny pomysł"