Fałszowanie Bandery
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Fałszowanie Bandery

Dodano: 
14 października to Dzień Obrońcy Ukrainy, a także dzień utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Na zdjęciu: obchody w 2021 r. w Kijowie
14 października to Dzień Obrońcy Ukrainy, a także dzień utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Na zdjęciu: obchody w 2021 r. w Kijowie Źródło: FOT. MAXYM MARUSENKO/NURPHOTO/GETTY IMAGES
Kult OUN i UPA jest elementem ideologicznej obrony przed rosyjskim imperializmem. Dlatego nie zmusimy Ukraińców do wyrzucenia Bandery na śmietnik historii. Możemy co najwyżej wynegocjować potępienie pojedynczych zbrodni.

Jakiś czas temu Tadeusz Płużański na antenie Polskiego Radia 24 stwierdził, że Ukraińcy, broniąc się przed rosyjską inwazją, wzorują się na Żołnierzach Wyklętych. To typowy dla polskiej sceny polityczno-medialnej przykład ignorancji i naiwności w ocenie postaw ideowych naszych południowo- -wschodnich sąsiadów. Tego typu głosy wynikają z myślenia życzeniowego. Popierając Ukrainę w jej obronie przed naszym wspólnym wrogiem, wielu komentatorów jednocześnie nieświadomie tej samej Ukrainie próbuje narzucać a to wspólne państwo z Polską, a to wspólnych bohaterów. Tak jakby Kijów w polityce historycznej czy międzynarodowej zamierzał trzymać się spódnicy Warszawy czy też spódnicy którejkolwiek światowej stolicy.

Tymczasem Ukraińcy nie potrzebują brać przykładu z polskiego podziemia antykomunistycznego, bo mają własną tradycję heroicznej walki partyzanckiej przeciwko okupacji moskiewskiej. Ukraińcy mają swoich Żołnierzy Wyklętych. Niestety, są nimi banderowcy. Czy to się nam podoba, czy nie. Żołnierze, broniący kraju przed inwazją rosyjską, nie potrzebują opowieści o Łupaszce, skoro mają Szuchewycza, który też przez wiele lat walczył z NKWD. O tym, że wcześniej najpierw zaaprobował ludobójstwo na Wołyniu, a potem w mniejszej skali powtórzył je w Galicji Wschodniej, już Ukraińcy albo nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć.

„Tragedia wołyńska"

Na Ukrainie antypolskie czystki etniczne, dokonane przez UPA, często określane są eufemistycznym mianem „tragedii wołyńskiej”. Były szef tamtejszego Instytutu Pamięci Narodowej, a obecnie parlamentarzysta Solidarności Europejskiej (partii Petra Poroszenki), owiany nad Wisłą złą sławą Wołodymyr Wiatrowycz wpisywał wydarzenia na Wołyniu w kontekst „wojny polsko-ukraińskiej”, w której wina leży po obu stronach, a jeśli już, to bardziej po polskiej. Negował fakt masowej, odgórnie zaplanowanej akcji antypolskiej. O zbrodniach ukraińskich nacjonalistów odwagę mieli pisać tacy historycy jak Ihor Iljuszyn czy Jarosław Hrycak. Profesor Hrycak, z pozycji liberalno-demokratycznych, postulował przy tym jednak, aby, potępiając antypolskie czystki, jednocześnie pamiętać o chwalebnych kartach historii banderowców. Znaleźć na Ukrainie kogoś, kto pod imieniem i nazwiskiem – przed wojną czy obecnie, nieważne – uzna jednoznacznie UPA za organizację zbrodniczą, a przy tym nie jest prorosyjskim aktywistą, właściwie nie sposób. Z ukraińskim nacjonalizmem w wąskim i radykalnym tego słowa znaczeniu kojarzona jest głównie OUN, bo to w końcu ugrupowanie polityczne, forsujące konkretną ideologię. Z kolei UPA postrzegana jest raczej jako partyzantka skupiająca się na walce o niepodległość jako taką, a nie na walce o określony kształt przyszłego państwa.

Całość dostępna jest w 27/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także