Gdyby Jarosław Kaczyński i PiS myśleli serio o uzyskaniu od Niemiec jakiejś formy odszkodowań za szkody poniesione przez Polskę w wyniku niemieckiej napaści, to już dawno działaliby w tej sprawie znacznie skuteczniej, niż robi to etatowy specjalista od reparacji w PiS poseł Arkadiusz Mularczyk. Jednak wszystko, co wokół tematu reparacji wydarzyło się w ciągu ostatnich siedmiu lat, wskazuje, że nie chodzi o to, by cokolwiek osiągnąć, a jedynie o to, żeby grać tematem. I to wyłącznie na użytek wewnętrzny, nawet nie w relacjach z Niemcami – co być może miałoby jakiś sens.
Niedawno poseł Mularczyk zapowiedział, że przedstawi raport na temat polskich szkód wojennych (ale oczywiście tylko tych poniesionych ze strony niemieckiej) 1 września. Niby termin jest konkretny, ale bardzo trudno w tę obietnicę uwierzyć, wziąwszy pod uwagę, że Mularczyk datę prezentacji rzekomo już gotowego raportu przesuwał w przeszłości co najmniej kilkakrotnie. Z kolei Jarosław Kaczyński miał podnieść tę kwestię podczas spotkania z Friedrichem Merzem, szefem CDU, gdy ten niedawno odwiedził Polskę. Kierownictwo PiS skwapliwie poinformowało o tym, że prezes partii podkreślił konieczność uregulowania tej sprawy, ale niestety nie podało już, jaka była odpowiedź. Być może dlatego, że wcale jej nie było. Prawda jest bowiem taka, że Polska nie ma narzędzi prawnych pozwalających nam wymusić na Niemcach wypłatę jakichkolwiek pieniędzy.
Zwyciężeni zwycięzcom
Rządzący od lat mamią obywateli, używając tematu reparacji. Tymczasem reparacje to termin mający konkretne znaczenie w prawie międzynarodowym. Reparacje oznaczają rodzaj odszkodowania, jakie zwyciężony wypłaca zwycięzcom za poniesione przez nich straty. Reparacje właściwie zawsze były uzgadniane w ramach traktatów pokojowych lub odrębnych umów bezpośrednio albo wkrótce po zakończeniu wojny, nie zaś kilka dekad po tym fakcie. Na przykład nad reparacjami, które miały zapłacić Niemcy po pierwszej wojnie światowej, obradowała specjalna komisja, która ostatecznie zdecydowała o ich wysokości w 1921 r. Orzeczona suma była gigantyczna: 132 mld marek w złocie, z czego trochę ponad połowę miała otrzymać Francja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.