Nawet wysoko postawiony prokurator (p. Gacek jest tym akurat, który podpisał się pod umorzeniem śledztwa smoleńskiego, co wystarczająco świadczy o jego niezależności od obecnej władzy) nie może być tak głupi, by sądzić, że w czasach internetu i informatycznej „chmury” znajdzie gdzieś w szufladzie taśmy opatrzone podpisem tego, kto udostępnił je redakcji (choć gdyby nawet na to liczył, jego działanie byłoby sprzeczne z prawem). Oczywistą intencją sprawców tego najścia jest zastraszenie dziennikarzy i uniemożliwienie publikacji kolejnych kompromitujących PO i rząd Tuska nagrań.
Rządząca PO, która za swą śmiało mogłaby uznać słowa Bieruta „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” przekroczyła granicę zbydlęcenia. Do tej pory stosowała „miękką siłę”. Opierała się na kłamstwach i propagandowej manipulacji medialnych wasali, używała do tłumienia medialnej wolności narzędzi właścicielskich, przekupywała społeczeństwo i korumpowała liderów opinii kosztem dobra publicznego. Sięgnięcie po nagą policyjną przemoc – najpierw poprzez stłumienie demonstracji Ruchu Narodowego, potem przez najście na redakcję niezależnego tygodnika – jest przekroczeniem pewnej granicy.
W pewnym sensie PO doszła do podobnego momentu, jakim dla PZPR był stan wojenny. Pozory zarzucono, maski opadły. Widzimy, do czego zdolna jest ta ekipa, gdy znajdzie się w „stanie dygotalnym”, widzimy też, kim naprawdę są te indywidua, udające dotąd dziennikarzy, którzy ochoczo i spontanicznie rzucili się rozgrzeszać i wspierać bandyckie decyzje władzy.
4 czerwca skończył się komunizm. Niemal równo 25 lat po tym, tuż po hucznych i obłudnych obchodach „święta wolności”, skończyła się moralna legitymizacja III RP. Jeśli dotąd mieć mogliśmy, niczym w „Folwarku Zwierzęcym” Orwella wątpliwości, kto jest człowiekiem, a kto świnią – to od tego momentu wszystko staje się jasne.