Tuż przed pandemią Eurostat przeprowadził we wszystkich państwach Unii Europejskiej sondaż, nieco inaczej formułując rutynowe pytanie – tym razem postanowiono zbadać, jak wygląda w różnych krajach nie tyle poparcie dla Unii, ile wiara w jej przyszłość. Zapytano więc nie „czy popierasz członkostwo swego kraju w UE?”, ale „czy przyszłość swego kraju widzisz w UE czy poza nią?”. W ten sposób okazało się, że Polska, według metodologii pierwszej będąca państwem najbardziej euroentuzjastycznym (od 80 do 90 proc. społeczeństwa deklaruje poparcie dla UE), jest zarazem, według metodologii drugiej, państwem najbardziej eurosceptycznym. Aż 48 proc. Polaków przyszłość Polski widzi poza Unią Europejską, podczas gdy w niej – 46 proc. Byliśmy jedynym krajem w tym badaniu, gdzie liczba tych, którzy widzą przyszłość poza Unią, przeważyła nad tymi, którzy spodziewają się trwania w niej. Wyniki badania przemknęły przez media, ale najwyraźniej nie zrobiły na nikim wrażenia – jakby były jakąś chwilową osobliwością, nieporozumieniem. Nigdy nie słyszałem, by Eurostat bądź jakikolwiek inny ośrodek powtórzył to pytanie albo poszedł śladem tego, co ono ujawniło. Co zaś najważniejsze dla nas: ta wiedza zupełnie nie przebiła się do świadomości naszej „klasy politycznej”. Zarówno władza, jak i lewicowo-liberalna opozycja żyją w głębokim przekonaniu, że miażdżąca większość Polaków nie wyobraża sobie życia poza Unią, a zatem ten, kto w ogóle bierze pod uwagę inny wariant, skazuje się na polityczną marginalizację.
Wyszarpać i wiać
Ponieważ polska debata publiczna zdominowana jest przez bieżącą politykę, w praktyce oznacza to brak jakichkolwiek umysłowych wysiłków, które by były obliczone na zmierzenie się z sytuacją odzyskania przez Polskę samodzielności i jej zagospodarowania. Gorzej nawet, widać paniczną wręcz ucieczkę przed dopuszczaniem takiej myśli, choćby w najbardziej teoretycznych rozważaniach. Przedziwna sytuacja, choć powtarzająca się w naszych dziejach regularnie: „prosty lud” wie w swoim zdrowym rozsądku, że projekt unijny idzie ku upadkowi, trzeba wyszarpać z niego, ile się jeszcze da, ale jeśli przestanie nam się opłacać, to trzeba wiać (bo tak trzeba zinterpretować wynik wspomnianych badań), a „oświecone” salony i przywódcy polityczni nic nie rozumieją i bujają w obłokach. Tylko nieliczni zauważają (ostatnio dołączył do tego grona Rafał Woś artykułem na Interii „Bruksela prze do polexitu”), że polexit to perspektywa realna i tak naprawdę niezależna od nas, że zostaniemy do niego zmuszeni przez próbujących ratować własną skórę eurokratów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.