Sprawa jest bowiem znacznie grubsza i – jak to mówią – rozwojowa. Co oznacza, że na ten właściwy shock jeszcze chwilkę poczekacie.
Tak naprawdę zaczęło się trzy tygodnie wcześniej, a konkretnie 10 stycznia. Wówczas to dzielni chłopcy z CBA zawinęli panią, którą – jak się okazało – łączyło coś z bohaterem ostatnich dni, Rafałem B. Pani ta miała duże pragnienie wolności, skorzystała więc z dobrodziejstwa tzw. sześćdziesiątki. Tak w slangu prokuratorskim nazywa się artykuł, który pozwala zmniejszyć karę w zamian za bardzo szczere i bardzo obszerne zeznania. Pani okazała się wyjątkowo rozmowna i wysypała cały układ.
Uspokajamy – nie chodzi o główny układ dużych misiów (patrz: spodziewany shock powyżej), ale o układ w śmieciach. Też całkiem niezgorszy. To znaczy lewe faktury i wielokrotne zawyżanie ilości odbieranych odpadków. Z najdrobniejszymi szczegółami opowiedziała, kto komu i na dodatek gdzie i w jakiej ilości wręczał łapówki. Nam najbardziej spodobało się wręczanie łapówek w wąskich, wysokich torebkach prezentowych, takich, w jakich zazwyczaj wręcza się butelki wina.
I teraz to, co najciekawsze – otóż w czasie przesłuchania padło nazwisko nie tylko Rafała B., lecz także jednego z innych byłych ministrów w rządzie PeŁo-Peezel. A to już nie w kij dmuchał. Ten były minister to również były szef miejskiego przedsiębiorstwa oczyszczania w jednej z metropolii Polski. Sprawa związana jest z jedną, i to wcale nie największą w tym wielkim mieście, firmą śmieciową. A śledczy obecnie badają kolejne tropy, tym razem wiodące do prawdziwych gigantów największego rynku śmieciowego w naszym kraju.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.