Źle się bawicie
Tajemniczy i potężny prezydencki minister Marcin Kędryna zaprezentował – jak to zawsze on – najinteligentniejszy komentarz obecnych relacji Pałac Prezydencki - reszta obozu władzy.
Dowcip – trzeba przyznać subtelniejszy od wielu wypowiedzi prezydenckiego rzecznika, czy aktów strzelistych ziobrystów, ale jednak w narastającym żenującym crescendo tychże – symbolizuje coś złego i niebezpiecznego dla Polski.
Kto kogo upokorzy?
Bo to czytelne nawiązanie do "Ucha prezesa", które awansowało szybciej niż Bartłomiej Misiewicz: z kabaretu, przez opis polskiej polityki, do mocy jej sprawiania. I to silniejszej niż demokratyczny wybór milionów Polaków, którzy w dwóch elekcjach poparli partię Jarosława Kaczyńskiego i jego kandydata na prezydenta – co nie bez znaczenia nikogo innego niż Andrzeja Dudę.
A teraz co?
Tweet zdaje się potwierdzać, że za wetami prezydenta stała narastająca frustracja odcinkami pierwszej serii najnowszej produkcji Górskiego. A przecież zaczyna się już druga.
A teraz co?
Prezydent ma dokonać ojcobójstwa, nawet symbolicznego upokorzenia, takiego PRL-owskiego wysiadywania petenta, na łaską audiencję?
Polacy tego nie przyjmą dobrze. Doświadczają tego w urzędach, nazbyt często w kontaktach z korporacjami, gdy trzeba np. złożyć reklamację, itp. Są na to uczuleni, bo to ich upokarza.
Także w systemie politycznym państwa Polaków. Wolą spokój i jedność.
Już to kilkukrotnie pokazali, przełamując realne słabości politycznego ustroju, skazującego na kłótnie. W 2005 roku w podwójnej elekcji wybrali braci Kaczyńskich, w 2010 wybrali kandydata rządzącego wówczas Donalda Tuska na prezydenta (przecież nie z racji przymiotów osobistych), a w 2015 – kandydata Jarosława Kaczyńskiego i jego partię. Bo chcieli reform, ale i spokoju i jedności. A nie wiecznego sporu.
Królowa Polski
Więc zamiast strać się pokazać kto jest większym samcem alfa, który może przeczołgać dowolnie rywala (to już? chyba – jeszcze, oby – nie) - zresztą upokarzanie "polityka średnio-starszego pokolenia" prezydentowi Najjaśniejszej z dobrego domu nie przystoi i popularności nie przyda), warto by uznać, że "wojna domowa" jest przepisem na porażkę na zewnętrznych frontach. A ich nie brakuje.
Mój dobry redakcyjny kolega dziś rano widział spotkanie obu polityków w klasztorze Jasnogórskim. Tak by nikt nie musiał w niczyim przedpokoju czuć się upokorzonym. Dodałem, że symbol mógłby być większy – obaj mogą się znaleźć się przed Królową Polski. Na kolanach.
Przypomniałem też memu redakcyjnemu koledze, że tenże Jarosław Kaczyński do jasnogórskiego klasztoru pojechał od razu, gdy okazało się, że wybory prezydenckie wygrał... Andrzej Duda.
Czy naprawdę już czas przypominać politykom obozu władzy, że Polska warta jest Mszy?
*Antoni Trzmiel, jest dziennikarzem współprowadzącym "Wiadomości" Telewizji Polskiej i szefem portalu dorzeczy.pl, współpracuje też z Programem Pierwszym Polskiego Radio oraz jest gospodarzem "Co tam bzyka w polityce przedstawia Antoni Trzmiel" - coniedzielnej audycji na żywo w Polskim Radio RDC,(17.00-18.00). Jego opinii nie należy utożsamiać z poglądami z żadnej z redakcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.