W dniach poprzedzających rozpoczęcie kontynentalnego etapu Synodu o synodalności, uważanego za jedno z najważniejszych wydarzeń pontyfikatu papieża Franciszka, Ojciec Święty uznał za stosowne najpierw udzielić kolejnego wywiadu o homoseksualizmie, a potem pospiesznie tłumaczyć się z własnych słów przed głównym promotorem LGBT w Kościele. W tym samym czasie Watykan poinformował natomiast, że kolejny, powszechny już etap trwającego synodu otwarty zostanie rekolekcjami wygłoszonymi przez zakonnika od lat głoszącego, że „Bóg potrzebuje darów, jakie posiadają homoseksualiści”.
I co? I nic. Niemal nikogo nie dziwi już, że promotorzy tęczowej agendy mają w Kościele więcej do powiedzenia niż kaznodzieje, teologowie czy hierarchowie nauczający w zgodzie z katolicką wizją moralności.
Bo niby dlaczego kogokolwiek miałoby to dziwić? Papież tłumaczący się o. Jamesowi Martinowi, strażnikowi tęczowej tolerancji w Kościele, przestał robić wrażenie na kimkolwiek. W styczniu świat obiegły słowa Franciszka o tym, że „bycie homoseksualistą nie
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.