PIOTR WŁOCZYK: Donald Trump zagroził w zeszłym tygodniu Korei Północnej „totalnym zniszczeniem”. Tymczasem Seul niechętnie podchodzi nawet do pomysłów dokonania przez USA precyzyjnych uderzeń w kluczowe północnokoreańskie instalacje. Z czego to wynika?
KIM BYUNGKI: Ten opór ma już swoją historię. Przypomnę tylko, że w 1994 r., za rządów Billa Clintona, Amerykanie byli bardzo blisko uderzenia na Koreę Północną, by zatrzymać jej program atomowy. Nie zaatakowali wtedy jednak z uwagi na sprzeciw południowokoreańskiego prezydenta Kim Young-sama.
Dzisiaj może się wydawać, że był to potworny błąd.
Tylko że Korea Północna – w związku z tym, że Ameryka była poza jej zasięgiem – z pewnością zaatakowałaby swojego „zakładnika”, czyli Koreę Południową. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.