Tomasz Lis ocenia, że w marketingu łatwo o "overpromise and underdelivery" – złożenie widzom lub odbiorcom wielu obietnic, a następnie niemożność ich realizacji. Dlatego były naczelny "Newsweeka" nie chce zawieść swoich fanów i nie chwali się przesadnie planami, choć jednocześnie sugeruje, że w najbliższym czasie będzie mocno aktywny.
"Ja nie prowokuję"
Dalej publicysta odniósł się do burzy, jaka wybuchła kilka dni temu po jego skandalicznym wpisie. Lis napisał na Twitterze, że "znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora". Co prawda przeprosił i wpis usunął, ale przekonuje, że został źle zrozumiany.
"Nie ukrywam, że jestem zły na siebie, bo znając ich skłonność do manipulacji i przeinaczania, powinienem z góry przewidzieć, że wykorzystają okazję, żeby przeprowadzić kolejną brudną propagandową robotę (...) Przyznaję z pokorą, że to było błędem i powinienem się spodziewać, do czego propagandowa machina i kombinat kłamstwa jest zdolny. Nie przyjmuję jednak argumentacji, że ja ich prowokuję" – stwierdził opowiadający się po stronie PO Lis.
Opowiedział też o planach na przyszłość. Tomasz Lis mówi: "Politykiem nie jestem i nie planuję być, chyba że mnie wybiorą na sołtysa. Jestem przedsiębiorcą i publicystą albo komentatorem, jak kto woli. A przede wszystkim obywatelem. Wynikające z tego obowiązki traktuje niesłychanie poważnie".
Czytaj też:
Sędziowie i dziennikarze na marszu PO. Ziemkiewicz: Nie róbcie z siebie cymbałówCzytaj też:
Marsz opozycji. "Tłum ludzi, także tych, którzy kiedyś głosowali na PiS"