Słynny włoski watykanista Sandro Magister opublikował niedawno artykuł, w którym nazwał papieża Franciszka samozwańczym „królem z boskiego nadania”. Dlaczego? 13 maja tego roku papież opublikował nową watykańską „konstytucję”, dosłownie – „Prawa fundamentalne Państwa Miasta Watykanu”. Dokument wprowadza wiele szczegółowych zmian, które nie są dla ogółu katolików ani nadmiernie ważne, ani szczególnie interesujące. Z jednym wyjątkiem: chodzi o źródło, z którego Franciszek wyprowadził swoje prawo do ogłoszenia takiej „konstytucji”. „Wezwany do wykonywania na mocy munus petrinum władzy suwerennej również nad Państwem Miasta Watykanu..”. – napisał.
Co w tym zaskakującego? Tym jednym zdaniem, otwierającym „konstytucję”, Franciszek powiązał urząd papieski (munus petrinum, posługę Piotrową) ze sprawowaniem władzy doczesnej nad Państwem Watykańskim. Owszem, papieże sprawowali i sprawują najwyższą władzę suwerenną nad państwami. W doktrynie Kościoła nie uchodziło to jednak za sytuację związaną istotowo z ich urzędem. Aby to wyjaśnić, Magister zacytował kard. Luigiego Lambruschiniego, sekretarza stanu z czasów pontyfikatu Grzegorza XVI (1831–1846). Lambruschini wskazywał, że fakt bycia przez papieża suwerenem własnego państwa jest opatrznościowy i dobry dla religii, bo pozwala zachować swobodę podejmowania decyzji i opierać się naciskom władzy świeckiej. Zwracał jednak uwagę, że nie zachodzi tu żaden związek konieczności: papież może być, ale nie musi być suwerenem państwowym. Gdyby było inaczej, wskazywałoby to wręcz na fałszywość chrześcijaństwa: przecież papieże pierwszych wieków, choć byli pełnoprawnymi następcami św. Piotra, to nie sprawowali żadnej władzy doczesnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.